Rozmowy prezydenta z wybranymi prawnikami, choćby najwybitniejszymi, to za mało do zakończenia wyborczego kryzysu. Republika to nie tylko zaufani prawnicy.
Tak jak części auta łączy się elementami amortyzującymi, by całość była odporna na wstrząsy, tak władze państwa powinny korzystać z narzędzi łagodnego wychodzenia z kryzysu.
Po tygodniu kryzysu wyborczego prezydent spotkał się z obecnym i byłymi prezesami Trybunału Konstytucyjnego, by omówić zmiany w prawie wyborczym. Już wiemy, że były protesty przeciw pomysłowi PiS i SLD skrócenia kadencji sejmików i ewentualnie rad powiatów, przy których wyborze procent nieważnych głosów był niespotykanie wysoki (16,67 proc. w wyborach do rad powiatu i 17,93 proc. do sejmików). Dość wskazać, że w wyborach na wójtów i burmistrzów było ich 2,14 proc.
Prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński już wcześniej powiedział publicznie, że Sejm nie ma prawa uchwalić takiej ustawy, gdyż wybory do samorządu może unieważnić tylko sąd. Ciekawe, czy po tak kategorycznym ujawnieniu poglądu wyłączy się z kontroli ustawy, gdyby została uchwalona. Były przewodniczący PKW i były prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Zoll też uważają, że byłoby to niezgodne z konstytucją, bo pozwala ona jedynie na skrócenie kadencji władzy wykonawczej.
Rzecz w tym, że konstytucja o długości kadencji samorządów w ogóle milczy, oddając te kwestie ustawie. Oczywiście, nie powinno się skracać kadencji samorządu ani zmieniać jego kompetencji bez istotnych powodów, jednak to parlament reguluje ustrój samorządów, a nie sądy czy Trybunał, i on może zadecydować, licząc się z kosztami takiej decyzji, czy w interesie państwa nie leży skrócenie kadencji.