Nie. Było kilku lepszych ode mnie. Ale szło mi bardzo dobrze, skoro miałem propozycje pozostania na uczelni od kilku profesorów. Wiąże się z tym też pewna kłopotliwa historia... etat asystencki zaproponował mi rektor UMCS prof. Skrzydło, który specjalizował się w prawie konstytucyjnym. O etat dla mnie starała się też świeżo upieczona szefowa Katedry Prawa Obrotu Uspołecznionego. Kiedy rektor dowiedział się, dla kogo stara się o ten etat, trochę się zdenerwował. Wypominał mi to jeszcze wiele lat później.
Czemu wybrał pan właśnie tę katedrę?
Właśnie prawo gospodarcze najbardziej mnie pociągało. Wydawało mi się najbardziej dynamiczne. Z czasem Katedra Prawa Obrotu Uspołecznionego przekształciła się właśnie w Katedrę Prawa Handlowego. W Katedrze Prawa Obrotu Uspołecznionego zajmowaliśmy się może mniej ciekawymi problemami – przedsiębiorstwami państwowymi, spółdzielniami, w ogóle gospodarką uspołecznioną. Dzięki licznym wyjazdom na stypendia do Niemiec mogłem jednak już wtedy zgłębiać prawo spółek handlowych. Miałem więc dużo szczęścia przy wyborze katedry.
Ta wiedza nie była chyba jednak zbyt przydatna w ówczesnej Polsce?
To prawda, wtedy jeszcze nie. Ale czuliśmy, że może przyjść jakaś zmiana. W roku '80, kiedy rozpocząłem pracę na uczelni, brałem udział w strajku na naszej uczelni. Przez około dwa tygodnie okupowaliśmy budynek. Byłem wtedy bardzo radykalny. Kiedy czytam to, co wtedy mówiłem, to myślę, że dziś w bardziej umiarkowany sposób dobierałbym słowa. Pamiętam, że nie wpuściłem do budynku jednego z profesorów – nie brał bowiem udziału w strajku. Wypominał mi to potem przez lata. Byłem członkiem pierwszej „Solidarności". Nie zapomnę, kiedy jako przedstawiciel uczelni byłem delegowany na posiedzenie komitetu strajkowego w Fabryce Samochodów Ciężarowych. Pamiętam do dziś moje wrażenie – zebranie z usmolonymi smarami robotnikami w miejscu, które po kilku godzinach rozjechały czołgi, kończąc strajk.
—rozmawiała Katarzyna Borowska