Rz: Dużo mówi się teraz o trudnym starcie młodych prawników. Jakie były pani początki w zawodzie?
Katarzyna Topczewska, adwokat: Jeszcze przed zakończeniem studiów zaczęłam pracę w Ministerstwie Sprawiedliwości. Spędziłam tam kilka lat, ale od samego początku wiedziałam, że widzę się w zawodzie adwokata. Zdałam na aplikację i równolegle z pracą w administracji rządowej współpracowałam z kilkoma kancelariami. Robiłam wtedy wszystko, żeby zdobyć jak największe doświadczenie. Od samego początku moje myśli biegły w kierunku prawa karnego. Po zdaniu egzaminu adwokackiego zdecydowałam się na założenie własnej kancelarii. Zbudowałam bazę klientów jeszcze podczas aplikacji i podjęłam ryzyko. A trzeba przyznać, że wchodziłam na rynek w trudnym momencie. Mój rocznik był liczny i od razu wiedziałam, że będzie ciężko. Dzisiaj cieszę się z mojej decyzji.
Specjalizuje się pani w prawie ochrony zwierząt. Skąd zainteresowanie tą tematyką?
To praktyka znalazła mnie, a nie ja praktykę. Całe życie byłam związana z ochroną zwierząt, ale w trochę inny sposób. Kocham zwierzęta i pomagałam im, kiedy jeszcze byłam małą dziewczynką. Gdy studiowałam już prawo, organizacje, które wspierałam, zwróciły mi uwagę na problemy związane z prawem ochrony zwierząt. Niewiele osób się na nim zna, a jeszcze mniej chce się nim zajmować. Przepisy są niejednoznaczne, a praktyka bardzo różnorodna. Sprawy o znęcanie się nad zwierzętami to sprawy o przestępstwo. Było to w zakresie moich zainteresowań prawem karnym. Zagłębiłam się więc w tej tematyce. Muszę jednak podkreślić, że zajmuję się różnymi sprawami, nie tylko dotyczącymi zwierzaków. Jako aplikantka udzielałam także porad prawnych w fundacji niosącej pomoc pokrzywdzonym kobietom.
Ochrona zwierząt wydaje się obszarem dosyć wąskim, jeśli chodzi o regulacje prawne czy obsługę prawną?