Henryk Z., który zgwałcił i zabił pięciomiesięczną dziewczynkę, mógł i miał być izolowany, ale sąd nie zdążył podjąć decyzji w jego sprawie. Powód? Biegły nie zdążył napisać opinii.

Tuż po tym, gdy informacja poszła w świat, podniosły się głosy domagające się konsekwencji dyscyplinarnych wobec opieszałego sądu, który sporządzenie opinii zlecił. Na razie wiadomo, że na takie się nie zanosi. Swoją drogą, ile jeszcze musi wydarzyć się podobnych sytuacji, by odpowiedzialni za funkcjonowanie biegłych dostrzegli wagę problemu? Bez biegłego nie poradzi sobie żaden sąd – przyznają sami sędziowie. Problem w tym, żeby byli nie tylko fachowcami najwyższej klasy, ale i ludźmi zdyscyplinowanymi i najzwyczajniej w świecie zainteresowanymi świadczeniem usług na rzecz wymiaru sprawiedliwości. Jak dziś jest, każdy widzi. Biegli od wielu długich lat upominają się o nową ustawę, o podwyżkę  wynagrodzenia, o terminowe płacenie wynagrodzeń. Nie wierzą już w kolejne projekty, które znikają wraz ze zmianą na stanowisku ministra sprawiedliwości, i kolejne reformy, które kończą się na papierze. Efekt? Odchodzą najlepsi, a ich miejsce pozostaje puste albo przychodzą na nie średniej klasy fachowcy, bo takim się jeszcze opłaca. Tylko czy o to chodzi? Czy ktoś odpowiedzialny zada sobie w końcu pytanie, jak długo tak można? Na złej sławie biegłych, którzy spóźniają się z opiniami, cierpi wizerunek całego wymiaru sprawiedliwości. Jeśli w takiej jak ta czy podobnych sytuacjach dojdzie do tragedii, nie pomoże tłumaczenie, że sąd ponaglał biegłego.

Wymiaru sprawiedliwości nie da się naprawiać po kawałku: dziś zajmiemy się sędziami, za rok urzędnikami, a za dwa lata biegłymi i kuratorami. Reforma, nawet powolna, powinna iść tym samym tempem w każdym swoim wątku. Inaczej po prostu się nie uda.