W tekście „Sędzia konstytucyjny, czyli kto” (Rzeczpospolita z 27 maja 2015 r.) próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie „kto” powinien być sędzią konstytucyjnym. Z tym pytaniem nierozerwalnie związane jest pytanie drugie, „jak” sędziów konstytucyjnych powinno się wybierać. Wybór sędziów konstytucyjnych i kształtowanie składu TK są testami dla kultury prawnej i demokratycznego państwa prawa. Nabierają szczególnego znaczenia w Polsce, ponieważ wybór sędziów konstytucyjnych jest w sposób brutalny rozgrywany jako karta przetargowa w bieżącej polityce. Brakuje czasu na szczegółowe przyjrzenie się kandydatom, często zgłaszanym w ostatniej chwili, a nawet po terminie (formalnie, kandydata trzeba zgłosić miesiąc przed końcem kadencji obecnych sędziów, ale w rzeczywistości prawdziwa weryfikacja jego kwalifikacji, doświadczenia i spełniania warunku wyróżniania się wiedzą prawniczą wymaga więcej czasu!), niejako „pod stołem”, nie ma obowiązkowych konsultacji i zasięgania opinii środowisk prawniczych.
Szansa zmiany na lepsze, która pojawiła się wraz z pracami nad prezydenckim projektem nowej ustawy o TK („ustawa”) została zaprzepaszczona 27 maja 2015 r. W tym dniu Sejm przyjął tekst ustawy, która potwierdził że wybór sędziów konstytucyjnych jest przedłużeniem bieżącej rozgrywki partyjno - politycznej, a sam TK postrzegany przez posłów jako kolejna instytucja do zdobycia.
Nie do końca swoją szansę odkupienia grzechu „politycyzacji” wyboru sędziów konstytucyjnych przez Sejm wykorzystał Senat, ponieważ głosując nad ustawą 12 czerwca 2015 r. zatrzymał się wpół kroku. Zacznijmy jednak od początku.
Problem
Sposób wyboru, kwalifikacje i charakter sędziów konstytucyjnych przesądzają o wartości sądownictwa konstytucyjnego jako instytucji. O autorytecie sądu konstytucyjnego decydują nie tylko jego pozycja ustrojowa i kompetencje, lecz także tryb jego kreacji i skład personalny, w tym także szeroko pojęte osobiste i zawodowe kwalifikacje poszczególnych sędziów oraz ich zdolność do zdystansowania się od partii politycznych i wolność od partyjno-politycznych wpływów.
Obecnie w Polsce mamy do czynienia z sytuacją szczególnej schizofrenii: z jednej bowiem strony głęboka jest świadomość daleko idącej niedoskonałości przyjętych normatywnych rozwiązań i pozanormatywnej praktyki, a z drugiej zaś panuje atmosfera powszechnej rezygnacji z podjęcia prób dokonania radykalnej zmiany. Generalna ocena (także wśród prawników) jest mniej więcej taka: nie jest aż tak źle, skoro z jednej strony polski model kreowania sądu konstytucyjnego nie odbiega zasadniczo od analogicznych rozwiązań przyjętych w większości państw europejskich, z drugiej zaś, TK wielokrotnie dawał dowody prawniczego profesjonalizmu.