Od początku września amerykańska armia prowadzi na Morzu Karaibskim, a od niedawna także na Oceanie Spokojnym, ataki na łodzie, które mają być wykorzystywane do przemytu narkotyków. Według dziennikarzy „Washington Post” w ramach takich działań 2 września Pete Hegseth, sekretarz obrony USA, wydał ustne polecenie dobicia ludzi ocalałych z zatopionej jednostki. Gdyby te doniesienia się potwierdziły, jak z punktu widzenia prawa należałoby zakwalifikować ten czyn? Jako zbrodnię, zbrodnię wojenną?
Na wstępie musimy sobie powiedzieć, że podejmowane przez Stany Zjednoczone działania przeciwko potencjalnym przemytnikom narkotyków mają niewiele wspólnego z prawem międzynarodowym. Używanie sił zbrojnych w celach policyjnych jest oczywiście możliwe i przewidziane w wielu porządkach prawnych poszczególnych państw, jak i także w prawie międzynarodowym. Tylko że w takich wypadkach wojsko działa jak siły policyjne. A celem sił policyjnych jest zatrzymanie przestępców i doprowadzenie ich przed oblicze wymiaru sprawiedliwości.
Czytaj więcej
Amerykańscy parlamentarzyści zarówno z Partii Republikańskiej, jak i Partii Demokratycznej popier...
Natomiast takie intencjonalne atakowanie, powiedzmy, przemytników, nie mieści się w granicach prawa międzynarodowego ani w standardach praw człowieka. Po drugie, sytuacja, do której pan się odniósł, czyli ostrzelanie łodzi, a potem dobijanie tych rozbitków, to już jest przestępstwo do kwadratu, zbrodnia międzynarodowa. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. O ile jeszcze sam atak na taką łódź jest w zasadzie przestępczy, to dobijanie osób, które się uratowały, jest niedopuszczalne. Nie chcę używać słowa rozbitek, które w potocznym rozumieniu ma znaczenie dość szerokie, ale „rozbitek” to jest kombatant na morzu, który no wypadł na burtę na skutek ostrzelania jego jednostki pływającej. Używanie sformułowania „rozbitek” sugerowałoby legalnych kombatantów, natomiast przemytnicy narkotyków, to nie są żadni kombatanci.
Amerykanie określają ich jako terrorystów i w związku z tym atakują ich w ramach zadekretowanej przez prezydenta George'a Busha Juniora w 2001 r. wojny z terroryzmem.
A czy przestępczość narkotykową można w ogóle traktować jako terroryzm?
Amerykanie tak robią, lecz jest to mocno naciągane. Próbują tłumaczyć, że te ataki przeciwko przemytnikom są w istocie skierowane przeciwko grupom terrorystycznym w ramach wojny z terroryzmem. Z wojną z terroryzmem jesteśmy już cokolwiek oswojeni. W końcu trwa ona od 24 lat od ataku na World Trade Center. W jej ramach terroryzm był zwalczany przy pomocy sił zbrojnych metodami militarnymi. Przyzwyczailiśmy się, że w ten sposób terroryści są atakowani i zabijani. Natomiast teraz pod tę kategorię terrorystów Stany Zjednoczone podciągnęły przemytników narkotyków. Czyli powiedzmy sobie szczerze pospolitych przestępców. Bo terrorystów – ile złego by o nich nie powiedzieć – wyróżnia spośród przestępców pospolitych polityczna intencja działania. Oni działają brutalnie, atakują cywilów, osoby niewinne, porywają zakładników itd., ale oni to robią w pewnej politycznej intencji – wybicia się na niepodległość czy uwolnienia jakichś swoich kolegów, działaczy, liderów jakichś ruchów politycznych. Immanentną cechą działań terrorystycznych jest to , że one są podejmowane w celach politycznych. Takie cele i intencje nie przyświecają natomiast przemytnikom narkotyków.