Ochrona środowiska, inwestycje i władze samorządu

Czy o kształcie państwa, jego strategicznych planach decyduje anonimowy naczelnik wydziału w ministerstwie, resortowy legislator czy np. wójt kilkutysięcznej gminy, który kocha ekologię?

Publikacja: 24.10.2015 06:00

Z przerażeniem odkryłem, że tak może być, przysłuchując się w ubiegłym tygodniu dyskusjom podczas kongresu Eco Energy Summit, który organizowała w Rzeszowie „Rzeczpospolita", skupiającego praktycznie wszystkich liczących się uczestników rynku energetycznego.

Wnioski wydały mi się zatrważające, mimo że od 25 lat słyszę o konieczności wypracowania spójnej polityki energetycznej i zagwarantowania krajowi bezpieczeństwa energetycznego. Mam wrażenie, że oprócz deklaracji, projektów i strategii dzieje się niewiele. A tak fundamentalne dla państwa obszary nie funkcjonują wcale albo funkcjonują źle. Widać to w sprawach dużych, takich jak kwestia uniezależnienia się surowcowego od Rosji, i w – wydawać by się mogło – małych, z którymi nie powinno być najmniejszego problemu.

Okazuje się, że tak nie jest. Zmroziła mnie historia opowiedziana podczas kongresu przez jednego z prezesów dużej spółki energetycznej.

Owa firma planuje rozpocząć strategiczną z punktu widzenia państwa inwestycję wydobywczą tuż przy zachodniej granicy, angażując w projekt sporo wysiłku i pieniędzy.

Za inwestycją są wszyscy: rząd, ministrowie, marszałek województwa, radni kilkutysięcznego miasteczka, w którego okolicach ma powstać projekt i który pewnie dostarczy nowe miejsca pracy. I co? I nic. Bo przeciwny jest wójt. I, o zgrozo, jego zdanie jest tutaj najważniejsze. Inwestycja nie może ruszyć, gdyż polskie prawo jest tak skonstruowane, że zdanie wójta może zablokować nawet strategiczne dla państwa projekty.

Prezes opowiadał tę historię ze złością i z rozgoryczeniem. A ja myślę sobie, ileż to już lat nowelizuje się, zmienia lub tworzy od nowa różne przepisy mające ułatwić najważniejsze inwestycje – jak prawo geologiczne i górnicze. I ktoś, kto owo prawo pisze, nie dostrzega najprostszych nawet barier, komplikując je czasami jeszcze bardziej. Jak można mówić o budowaniu bezpieczeństwa energetycznego, jeżeli w najprostszych sprawach odbijamy się od ściany do ściany przez całe dekady? I wszyscy chcą, deklarują, ale czują niemoc wobec niewidzialnego Wielkiego Brata, który pisze prawo, nadając ton rzeczywistości.

Zapraszam do lektury najnowszej „Rzeczy o Prawie".

Z przerażeniem odkryłem, że tak może być, przysłuchując się w ubiegłym tygodniu dyskusjom podczas kongresu Eco Energy Summit, który organizowała w Rzeszowie „Rzeczpospolita", skupiającego praktycznie wszystkich liczących się uczestników rynku energetycznego.

Wnioski wydały mi się zatrważające, mimo że od 25 lat słyszę o konieczności wypracowania spójnej polityki energetycznej i zagwarantowania krajowi bezpieczeństwa energetycznego. Mam wrażenie, że oprócz deklaracji, projektów i strategii dzieje się niewiele. A tak fundamentalne dla państwa obszary nie funkcjonują wcale albo funkcjonują źle. Widać to w sprawach dużych, takich jak kwestia uniezależnienia się surowcowego od Rosji, i w – wydawać by się mogło – małych, z którymi nie powinno być najmniejszego problemu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Sławomir Paruch, Michał Włodarczyk: Wartości firmy vs. przekonania pracowników
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ulotny urok kasowego PIT
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił