Państowa Komisja Wyborcza jeszcze pracy nie skończyła, ale nie da się ukryć, że warunki do niej miała lepsze niż np. w 2014 r., gdy okupowano jej siedzibę w oczekiwaniu na wyniki wyborów samorządowych. Wtedy rady nie dał nowy system informatyczny, a Komisja podała się do dymisji. Dziś liczenie głosów idzie sprawniej, a PKW złożona z sędziów oraz osób zgłoszonych przez partie nie musi się mierzyć z koniecznością stanięcia naprzeciw rozjuszonych demonstrantów. Może więc komfortowo podawać kolejne cząstkowe wyniki i mieć nadzieję, że we wtorek będzie miała ich komplet.

Problem w tym, że Komisja nie była wystarczająco aktywna przed dniem głosowania, nie dostrzegała nierówności broni w kampanii wyborczej – co zauważyła OBWE. PKW zaś milczeniem pominęła bezprecedensową skalę zaangażowania instytucji państwowych, nawet wojska i policji oraz spółek Skarbu Państwa, w działania na rzecz partii rządzącej. Ostrzegawczą lampką powinna być już zmiana granic okręgów wyborczych – aby w małych miejscowościach głosować było łatwiej, a w dużych trudniej. Kolejna to połączenie wyborów z referendum – niby prawo nie zabrania, ale każdy wie, że chodziło o skutek wyborczy. Dopiero odmowa druku materiałów wyborczych Lewicy i Trzeciej Drogi w mediach kupionych przez Orlen doczekała się reakcji PKW. Jednak wytyczne w sprawie adnotacji dotyczącej odmowy przyjęcia karty referendalnej zamiast łagodzić – podgrzały atmosferę, siejąc ziarno niepewności.

Ważność wyborów oceni Sąd Najwyższy, a konkretnie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, której istnienie budzi zresztą pytania o praworządność i może jeszcze nastręczyć problemów przed międzynarodowymi trybunałami. PKW dopiero przygotuje i zaprezentuje tam swoją ocenę prawidłowości procesu wyborczego. Czy teraz przejrzy na oczy?

Czytaj więcej

Teraz wybory i referendum skontroluje Sąd Najwyższy