Nie wiem, co mnie tknęło, że znów obejrzałem kultową komedię „Sami swoi”, gdzie swary rodów Kargulów i Pawlaków z początku śmieszą, ale w gruncie rzeczy ukazują jedną z naszych narodowych cech. Spójrzmy na scenę, w której Pawlak dowiaduje się, że ma jechać do sądu, bo pozwał go Kargul – sąsiad i odwieczny wróg. O uśmierconego przez Pawlaka kota, za którego Kargul zapłacił kwintalem pszenicy i kołem od roweru – by zwierzę łowiło myszy w obu gospodarstwach. Sołtys, wręczający Pawlakowi wezwanie na rozprawę, nie kryje satysfakcji, że pierwszy w całej gminie proces o majątek będzie się toczył między mieszkańcami jego gromady. A stara Pawlakowa wręcza synowi dwa granaty, wypowiadając legendarne: sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie.
Gdyby dziś ktoś znów chciał kręcić „Samych swoich” mam propozycję do obsady roli starej Pawlakowej: to Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości, który idealnie wczuł się w ten charakter.
Gdy w czwartek Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że Polska naruszyła prawa sędziego Igora Tulei, odsuwając go od orzekania rękami nielegalnej Izby Dyscyplinarnej i obniżając jego pensję – za co Strasburg przyznał mu 36 tysięcy euro zadośćuczynienia – minister Kaleta postanowił udzielić pouczenia wszystkim piszącym o tej sprawie. Stwierdził mianowicie, że Polska sędziemu Tulei nic nie zapłaci, bo przecież Trybunał Konstytucyjny jasno stwierdził, że to orzeczenie Strasburga nie ma żadnej mocy prawnej, bo ETPC nie może oceniać legalności powołań sędziowskich. Wypisz wymaluj: „Sąd sądem, ale sprawiedliwość….”
Czytaj więcej
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wydał w czwartek wyrok dotyczący skargi sędziego Igora Tulei. Sędziowie orzekli, że Polska naruszyła prawo do rzetelnego procesu i musi zapłacić Tulei 36 tys. euro zadośćuczynienia.
Tylko że tak naprawdę nie ma się z czego śmiać, gdy członek kierownictwa resortu sprawiedliwości szerzy takie fake newsy. Werdykt TK interpretujący Europejską Konwencję Praw Człowieka od początku był powszechnie krytykowany, bo tak się składa, że to Strasburg ma prawo oceniać prawo krajowe, natomiast próba oceny przez polski organ konstytucyjny konwencji europejskiej może wzbudzić co najwyżej uśmiech politowania. I wiedzą to nawet studenci prawa, więc na miejscu pana ministra nie obnosiłbym się z tymi niedostatkami edukacji.