Prof. Zbigniew Kmieciak: Transparentność speckomisji w ujęciu à rebours

Spóźniona sprawiedliwość może dać zainteresowanemu wyłącznie osobistą satysfakcję, nie naprawi jednak społecznych szkód i nie usunie dyskredytacji.

Publikacja: 06.06.2023 07:16

Prof. Zbigniew Kmieciak

Prof. Zbigniew Kmieciak

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Nie bacząc na słowa krytyki ze strony środowisk prawniczych i głosy opozycji, 14 kwietnia Sejm uchwalił ustawę o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022 (DzU, poz. 1030).

Grzechem pierworodnym tego aktu, zaaprobowanego – ze zgłoszeniem spóźnionych i dość nieudolnych poprawek – przez prezydenta, jest niedookreśloność przedmiotu spraw, które miałyby być rozpoznawane przez komisję, oraz trudność w ustaleniu prawnej kwalifikacji czynów mieszczących się w zakresie tego przedmiotu. Pochodną tej wadliwości jest osobliwy status podmiotu wyposażonego w kompetencje właściwe dla władzy sądowniczej.

Rzecz w tym, że umocowanie uznanej za organ administracji publicznej komisji (art. 3 ust. 1 ustawy) do wydawania decyzji zupełnie nie przystaje do charakteru wyznaczonych jej zadań.

Decyzją administracyjną rozstrzyga się bowiem o uprawnieniach lub obowiązkach określonych w prawie materialnym, wymagających jednak konkretyzacji przez podjętą w trybie procesowym, przy poszanowaniu zdefiniowanych kodeksowo zasad dowodzenia, czynność organu.

Czytaj więcej

Komisja wystawi wilczy bilet do pełnienia funkcji państwowych

Uleganie wpływom jako obiekt do badania

Jak badać i mierzyć uleganie przez kogokolwiek czyimkolwiek wpływom? Nie będę ukrywał, że często ulegam wpływom żony co do wyboru menu obiadowego, lecz doprawdy nie wiem, czy i jaki stopień winy należałoby mi przypisać wtedy, gdy nie sprzeciwiam się podaniu tego, co proponuje, zamiast zachować się tak, jak chciałoby poniewczasie dalekie od profesjonalizmu – gdy chodzi o sztukę kulinarną – dobrane według politycznego klucza gremium? W postępowaniu administracyjnym, o którym mowa, występowałoby ono – w odróżnieniu od podanego przykładu – w imieniu państwa i w pełnym majestacie prawa.

Już na pierwszy rzut oka widać, że w przypadku zakładanej aktywności komisji sama ocena stanu faktycznego, nie mówiąc już o operowaniu przez nią środkami ukierunkowanymi na represję (także w zaproponowanej ex post przez prezydenta wersji soft), wyłamuje się z ram procedury administracyjnej.

Z ram wszelkich procedur wyłamuje się też poddanie kogoś osądowi za zachowanie, które w czasie, gdy je podejmowano, nie było prawnie stypizowane i zagrożone odmianą sankcji karnej (zasada nullum crimen sine lege).

Celowość i poprawność wprowadzonego rozwiązania próbuje się – z całą powagą – uzasadniać transparentnością działania komisji. Nasuwa się pytanie – jaką transparentnością? Czy utożsamianą z procesowymi mechanizmami monitoringu i kontroli tego, co robi prowadzący postępowanie organ, czy raczej tą orwellowską, będącą narzędziem wzbudzania negatywnych emocji społecznych, a jednocześnie sprawdzonym w różnych epokach i reżimach sprawowania władzy środkiem socjotechniki?

W toku czynności odpowiadających modelowi postępowania typu inkwizycyjnego niezwykle łatwo jest zmanipulować potencjalny krąg odbiorców medialnego przekazu, formułując odpowiednio treść pytań, komentując i opatrując uwagami odpowiedzi na nie, albo pozwalając sobie na mniej lub bardziej ukryte insynuacje pod adresem przesłuchiwanych.

W ten sposób można dowolnie kreślić obraz zdarzeń i wizerunek osób na użytek bieżącej propagandy, w celach stricte politycznych, a nie w intencji poszukiwania prawdy. Czy właśnie ten rodzaj transparentności ma legitymizować działalność komisji, a w konsekwencji stać się kolejnym symbolem polskiej praworządności?

Czytaj więcej

Lex Tusk: Pudrowanie fatalnej ustawy o rosyjskich wpływach

Immunitet członków także ws. zniewagi?

Zachętą do wskazanych uprzednio praktyk jest treść art. 13 ustawy, zgodnie z którym członkowie komisji „nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania funkcji w Komisji”. Co to właściwie znaczy? Czy przepis ten wyłącza odpowiedzialność prawną za takie czyny, jak zniewaga, oszczerstwo lub zniesławienie osoby, wobec której toczy się postępowanie. Jeśli tak, byłby on niczym innym, jak formą zalegalizowania bezprawia, bezprzykładną ingerencją w materię objętą regulacjami o ugruntowanej tradycji, mocno wpisującymi się w europejską kulturę prawną i uniwersalny wzorzec ochrony praw jednostki.

Wątpliwą gwarancją tej ochrony jest możliwość zaskarżenia decyzji komisji (uzyskującej od razu przymiot ostateczności) do sądu administracyjnego, a według zaproponowanej przez prezydenta poprawki – do sądu apelacyjnego. Upływ czasu niezbędnego do wydania prawomocnego orzeczenia sądowego jest tym czynnikiem, który przekreśla pokładane w wymienionym środku nadzieje na uzyskanie efektywnej ochrony.

Spóźniona sprawiedliwość może dać zainteresowanemu wyłącznie osobistą satysfakcję, nie naprawi jednak społecznych szkód związanych z zakwalifikowanymi jako niezgodne z prawem i standardami konwencyjnymi, a tym bardziej z dobrymi obyczajami i poczuciem sprawiedliwości działaniami komisji (nie usunie skutków tych działań, np. co do ukształtowania techniką dyskredytowania osób, którym stawiane są zarzuty ulegania wpływom rosyjskim, preferencji wyborczych Polaków).

Zasługującą na choćby krótkie zasygnalizowanie kwestią jest nieprzemyślany, urągający zasadom poprawnego prawotwórstwa sposób unormowania postępowania przed komisją.

Komplikacje i pułapki procesowe

Twórcy ustawy posłużyli się tym, co pozornie najprostsze oraz niewymagające wielkiej wiedzy i wyobraźni – odesłaniem do odpowiedniego stosowania, z określonymi wyłączeniami, przepisów kodeksu postępowania administracyjnego (art. 40 ust. 1). Czy zdawali sobie sprawę z tego, jakie komplikacje i pułapki procesowe stworzy włączenie do naszego porządku prawnego procedury hybrydowej, będącej zbiorem niepasujących do siebie i pochodzących z „różnych bajek” elementów? Reasumując: ustawa wykreowała znakomite podstawy do tego, aby gonić króliczka, lecz nie do tego, żeby go złapać. Z punktu widzenia celów politycznych jest instrumentem doskonałym, ze względu na aksjologię sytemu prawnego i jego koherencję – legislacyjnym bublem, za który przyjdzie kiedyś zapłacić jej autorom.

Autor jest prof. dr. hab., kierownikiem Zakładu Komparatystyki Postępowania Administracyjnego UŁ, sędzią NSA w st. spoczynku

Nie bacząc na słowa krytyki ze strony środowisk prawniczych i głosy opozycji, 14 kwietnia Sejm uchwalił ustawę o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022 (DzU, poz. 1030).

Grzechem pierworodnym tego aktu, zaaprobowanego – ze zgłoszeniem spóźnionych i dość nieudolnych poprawek – przez prezydenta, jest niedookreśloność przedmiotu spraw, które miałyby być rozpoznawane przez komisję, oraz trudność w ustaleniu prawnej kwalifikacji czynów mieszczących się w zakresie tego przedmiotu. Pochodną tej wadliwości jest osobliwy status podmiotu wyposażonego w kompetencje właściwe dla władzy sądowniczej.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją