Marek Isański: Korzyści z anonimowych autodonosów do fiskusa

Często zdarza się, że zwykły, przeciętny obywatel dokona transakcji i nie rozumie przepisów podatkowych. Nie wie czy ma zapłacić podatek czy nie ma płacić. Wówczas, w dobrze pojętym własnym interesie, powinien nie płacić, ale złożyć na siebie donos do fiskusa. W wielu sytuacjach jest to dla obywateli skuteczne. Sięganie do tak żenujących działań to zasługa ustawodawcy, a przede wszystkim sądu administracyjnego.

Publikacja: 22.06.2022 15:48

Marek Isański: Korzyści z anonimowych autodonosów do fiskusa

Foto: Adobe Stock

Im niższej jakości jest prawo podatkowe tym większe jest prawdopodobieństwo, że przez długi czas organy za akceptacją sądów nakładać mogą nienależny państwu podatek. Nadgorliwy urzędnik potrafi bez żadnego trudu „znaleźć” podatek dochodowy niemal wszędzie, nawet, gdy dane zdarzenie nie powoduje zwiększenia majątku obywatela, a więc nie spowodowało uzyskania dochodu. Potrafi np. nakładać podatek od zamiany mieszkania z mniejszego na większe, sfinansowanej kredytem bankowym. Często bowiem twierdzi, że dochodem jest wartość zbywanego mieszkania. Potrafi nawet „znaleźć” podatek dochodowy od straty, np. od spłaconych długów spadkowych.

Gdy sąd zazwyczaj po latach swój błąd dostrzeże i skoryguje linię orzeczniczą na poprawną to działający w zaufaniu do organów państwa obywatele zazwyczaj nie mają szans na odzyskanie majątku z jakiego zostali ograbieni.

Bowiem ci, którzy sami zadeklarowali i zapłacili podatek na podstawie obowiązującej w dacie dokonania transakcji linii orzeczniczej nie mogą skorygować deklaracji, bo zobowiązanie podatkowe, które błędnie zadeklarowali zazwyczaj uległo przedawnieniu. Z analizy bazy orzeczeń wynika, że średnio liczyć trzeba, że do korekty linii orzeczniczej dochodzi po 5 – 10 latach. Dość zastanawiające, że zawsze korekta orzecznictwa jest na korzyść podatnika, nigdy sąd rozpoznając pierwsze skargi kwestionujące zastosowanie określonego przepisu nie „myli się” na korzyść obywatela, zawsze na jego niekorzyść.

Te osoby zaś, które nie zadeklarowały same tego nieistniejącego zobowiązania, a dokonały dobrowolnie wpłaty na konto urzędu na podstawie decyzji opartej o błędną linię orzeczniczą, nie mogą doprowadzić do wycofania z obrotu tej decyzji. Nie mogą się od niej odwołać, bo składanie odwołania od decyzji zgodnej z błędną, ale obowiązującą linią orzeczniczą było nieracjonalne. Nie mogą skorzystać ze ścieżki stwierdzenia jej nieważności z powodu rażącego naruszenia prawa, z powodu niezwykle rygorystycznego podejścia sądów do tego czym jest owo rażące naruszenie prawa. Zgodnie z ciągle obowiązującą w tym zakresie linią orzeczniczą nie mamy do czynienia z rażącym naruszeniem prawa, gdy sądy dokonywały błędnej wykładni przepisów. Logicznie tego podejścia nie da się obronić, ale jest ono wyjątkowo mocno ugruntowane.

Po zmianie linii orzeczniczej wszyscy wyżej wymienieni obywatele doskonale wiedzą, że zostali ograbieni przez własne państwo. Państwo, ustami sędziów oddalającymi ich skargi, mówi, że nie odda im tego co zabrało, bo nie ma takiej możliwości/procedury prawnej. Ten pogląd sądu jest mocno wątpliwy, ale jest również mocno ugruntowany.

Należy złożyć anonimowo donos na siebie.

Czytaj więcej

Czynny żal, czyli donos na siebie budzi wątpliwości

Donosem prędzej czy później zainteresuje się fiskus. I jeśli uzna, że obywatel rozliczył się poprawnie to umorzy postępowanie sprawdzające. Wtedy podatnik nic nie musi płacić, ponadto uzyskuje święty spokój, przynajmniej na pewien czas.

Gdy zaś fiskus „znajdzie” w transakcji podatek, to albo będzie łaskawy i zaproponuje podatnikowi by samodzielnie dokonał korekty deklaracji i opodatkował ją. Racjonalny obywatel powinien zastosować się do poglądu urzędnika i zapłacić dobrowolnie ten podatek, ale nie cały. Powinien zapłacić prawie cały – ok. 99% kwoty wyliczonej. Resztę będzie musiał fiskus wyegzekwować. I o to właśnie chodzi, bo od lat fiskus stoi na kompletnie absurdalnym stanowisku (to zupełnie osobny i niezwykle ciekawy temat), że egzekucja przerywa bieg terminu przedawnienia zobowiązania.

Koszty egzekucji małych kwot są niewielkie i powinno się to podatnikowi opłacać. Bo w ten sposób podatnik wydłużył sobie termin przedawnienia, czyli okres w którym będzie mógł skorygować kolejny raz deklarację, gdyby sąd dokonał zmiany interpretacji przepisu i okazałoby się, że żaden podatek na nim nie ciążył.

Natomiast jeśli fiskus nie zgodzi się na korektę deklaracji i wyda decyzję nakładającą podatek to również rozsądny obywatel, niezależnie od tego czy pójdzie ze skargą do sądu na decyzję czy nie, powinien dobrowolnie zapłacić 99% zaległości wynikającej decyzji, aby organ musiał wszcząć postępowanie egzekucyjne, które przerwie bieg terminu przedawnienia zobowiązania. To przerwanie biegu terminu przedawnienia jest niezbędne przede wszystkim przy wznowieniu postępowania po wyroku TK stwierdzającym niezgodność z Konstytucją przepisu na podstawie którego nałożono w decyzji podatek. Powszechna jest świadomość podłej jakości przepisów podatkowych. Bardzo wiele z nich nie spełnia konstytucyjnych wymogów i w przypadku ich zaskarżenia do TK powinna zostać uchylona. TK zaś działa wyjątkowo wolno, a przepisy o wznowieniu postępowania po wyroku TK są skuteczne tylko w sytuacji nieprzedawnionych zobowiązań podatkowych.

Takich kompromitujących cywilizowane państwo sytuacji nie dochodziłoby gdyby przepisy prawa podatkowego były przyzwoitej jakości. Czyli jednoznaczne i bardziej zrozumiałe dla ich adresatów, którymi są obywatele, a nie prawnicy. I gdyby sąd administracyjny, już przy pierwszych rozpoznawanych sprawach, dokonywał poważnej, a nie pobieżnej, analizy stanu prawnego oraz nie zezwalał na nakładanie podatków na podstawie wieloznacznych przepisów.

Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd Tuska w sprawie KRS goni króliczka i nie chce go złapać
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy tylko PO ucywilizuje lewicę? Aborcyjny happening Katarzyny Kotuli
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: Trybunał i ochrona życia. Kluczowy punkt odniesienia
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ministra, premier i kakofonia w sprawach pracy