Prawo jest pojemne, a globalny rynek nieskrępowany na tyle, że może działać mimo zakazów i restrykcji. W Polsce widać to w przypadku niektórych podmiotów zagrożonych wpisem na sankcyjne listy. Szybkie zmiany właścicielskie mają zatrzeć rosyjski ślad na tyle skutecznie, aby firma mogła swobodnie działać.
Widać to też w skali makro. Dziennikarze „The Wall Street Journal” prześledzili ruchy tankowców wypływających z rosyjskich portów. Statek ruszał np. z Primorska, zatrzymywał się w na Gibraltarze, aby w końcu dobić do portu w Rotterdamie. Nie była to jednak wycieczka, ale calowy manewr mający zatrzeć rosyjski ślad. Surowiec w pośrednim porcie był mieszany z ropą pochodzącą z innych krajów, w efekcie tracił swoją narodowość. Taką praktykę stosowano już wcześniej w Kłajpedzie. Ze słynnej „mieszanki łotewskiej” korzystali m.in. Shell czy ExxonMobil. Niektóre kraje UE, aby ominąć zakazy, kupują rosyjską ropę np. z Serbii czy Turcji, przez co też traci narodowość.
W środę Bruksela ogłosiła nowy pakiet sankcji. Ich finalny sukces będzie zależał od uczciwego podejścia państw i podmiotów gospodarczych, które albo skrupulatnie się do nich zastosują, albo będą robić uniki, aby znaleźć w nich lukę i nadal handlować z Putinem. Nabijając kremlowskie konta miliardami, za które bombardowany jest Donbas, Kijów czy osaczeni w Azowstalu ukraińscy żołnierze.
Uczciwe podejście jest potrzebne również w Polsce. Na sankcyjnej liście znalazło się dziś ponad 50 powiązanych z Rosją podmiotów. Ile uciekło przed sankcjami dzięki prawnym trikom i pozornym zmianom kapitałowym – nie wiadomo. Nie wiadomo też, jak skutecznymi narzędziami dysponuje państwo, aby wyśledzić takie ruchy na międzynarodowych rynkach.
Sankcje są najpoważniejszą bronią wobec Rosji. Dzięki nim ten kolos na glinianych nogach zacznie się wkrótce trząść i upadnie. Pozbawiony globalnych rynków, zachodnich technologii, towarów i podzespołów, na których opiera się nowoczesna gospodarka, nie ma racji bytu.