To jedna strona medalu. Druga, czyli sposób, w jaki próbuje się przywrócić sędziego do orzekania, kłóci się z powszechnym rozumieniem wymiaru sprawiedliwości. Nadaje sprawie mniej prawny, a bardziej publicystyczno-medialny charakter. Bo jeżeli odrzucimy emocje, sympatie i antypatie, oprzemy ocenę choć trochę na faktach, to dojdziemy do wniosku, że w obecnej sytuacji prawnoustrojowej Sąd Apelacyjny w Warszawie nie mógł przywrócić drogi sędziemu do orzekania, ponieważ przepisy nie dają mu uprawnień do decydowaniu o sędziowskim immunitecie czy zawieszeniu go w czynnościach służbowych. Co więcej, sąd apelacyjny nie może unieważniać decyzji Sądu Najwyższego, nawet jeśli dany skład ma pełne osobiste przekonanie, że tak właśnie jest. Sąd opiera swoje orzeczenia na ustawach, procedurze, rozumie i etyce. Co oznacza, że w sprawie o tzw. miedzę nie może w trakcie procesu zmienić procedury i pozbawić kogoś wolności. Nie powinien też wydawać orzeczenia, które nie dotyczy meritum sprawy.
W sprawie Tulei – celowo bądź nie – sąd sprawia mylne wrażenie, że ma kompetencje, żeby tak właśnie działać. Jeżeli jednak pójdziemy taką drogą, to równie dobrze możemy przyjąć, że każdy sąd może orzec wszystko, a każda jego wypowiedź, nawet dotycząca wątków pobocznych sprawy, będzie wywoływała skutek prawny lub kreowała zupełnie nowe sytuacje prawne, które mają się nijak do sprawy z wokandy. Trudno to zaakceptować, przy całym szacunku dla sędziego Tulei.
Równie trudno zaakceptować, że członek składu orzeczniczego SA jest postrzegany w przestrzeni publicznej jako osoba uczestnicząca w wiecach poparcia dla sędziego Tulei. A to sprawia wrażenie, że wpływ na postanowienie mogły mieć oceny pozamerytoryczne, niewynikające z ustaw i procedur. Sędziowie nie mogą swoich orzeczeń opierać na emocjach, nawet jeżeli mają przed sobą sprawy, które ich bulwersują czy dotykają osobiście. Bałbym się stanąć przed takim sędzią, mając w tyle głowy, że w jego orzeczeniu będzie nie tylko rozumowanie prawnicze, ale i emocje czy przekonania.
Dwa światy
Ale bądźmy sprawiedliwi. Ktoś doprowadził do takiego bałaganu prawnego i niespójności. Ten bałagan pogłębia kolejnymi już nie reformami, ale zaniechaniami. Ktoś sprawił, że w Polsce istnieją dwie rzeczywistości prawnoustrojowe.
Nowa - stworzona przez Jarosława Kaczyńskiego, zbudowana wbrew zasadom konstytucyjnym utworzonym przez dotychczasowe autorytety prawnicze, które ukształtowały też pokolenia polskich sędziów, i wbrew prawniczemu środowisku. Tę nową rzeczywistość PiS próbuje podpierać sprawami dyscyplinarnymi, ustawowymi bezpiecznikami czy orzecznictwem TK. To wszystko ma zabezpieczyć nowy system przed powrotem starego.
Po drugiej stronie barykady mamy rzeczywistość sędziów i szerzej: prawników, dla których nowa rzeczywistość prawnoustrojowa, depcząca zasady przez nich ukształtowane jest nie do przyjęcia. Stąd cała masa orzeczeń europejskiego Trybunału, ale i orzeczeń zapadłych w Polsce, próbujących kwestionować obecny system, jego legalność w różnych wymiarach. Sprawa sędziego Tulei jest jedną z takich prób.