Wymiar (nie)sprawiedliwości był słabą stroną Rzeczypospolitej, będącej – zgodnie z naszą ponoć „nowoczesną" i „dobrą" konstytucją – „demokratycznym państwem prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej". PiS ten zły stan jeszcze pogłębił. Pod hasłem reform, robiąc zawłaszczenie. Ale pomysł, że wystarczy cofnąć to, co zrobił PiS, i już będzie dobrze, świadczy o kondycji intelektualnej jego propagatorów.
Oczywiście możemy sobie wyobrazić, że następnym razem 232 mandaty w Sejmie zdobędą ci, którzy dziś są w opozycji. I zlikwidują „Trybunał mgr Julii Przyłębskiej". Zmienią pierwszą prezes Sądu Najwyższego, zlikwidują Izbę Dyscyplinarną i Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i powołają na różne stanowiska zasłużonych obrońców konstytucji. Spośród tych oczywiście, którzy w maju 2015 r. nie wspominali, że Platforma zawłaszcza Trybunał.
Czytaj więcej
Prezes Jarosława Kaczyński zapowiedział zmniejszenie Sądu Najwyższego, co może oznaczać dodatkową burzę wokół tego sądu.
Oczywiście tak zwane reformy dokonywane przez PiS będą doskonałym powodem, aby uznać za legitymizowane zmiany, jakie w taki sam czy podobny sposób wprowadzi dzisiejsza opozycja. PiS nie przyjął bowiem do wiadomości, że narzędzia, które tworzy dla siebie, zostaną wykorzystane przez kolejny rząd. Ale obawiam się, że tak jak dziś wprowadzane zmiany nie służą ani państwu, ani obywatelom, tylko PiS, tak powrót do tego, co było przed PiS, nie będzie służył ani państwu, ani obywatelom, tylko koalicji anty-PiS.
Poważnych projektów, jak wyjść z kryzysu, opozycja nie ma. A w cancel culture nie ma miejsca dla innych. Słychać więc jedynie parafrazy znanego powiedzenia: „Będzie pan zadowolony. Tylko PiS musi przegrać". Owszem, PiS zasługuje, żeby przegrać. Ale czy opozycja zasługuje, żeby wygrać?