Jakoś nie jest mi do śmiechu po lekturze publikacji mediów – ze szczególnym uwzględnieniem komentarzy – o incydencie ze Świdnicy, gdzie nagi mężczyzna spacerujący po osiedlu i robiący zakupy w sklepiku okazał się prokuratorem, a zanim rozpoczął karierę w organach ścigania kandydował z list PiS do samorządu lokalnego. Szyderstwa, hejt na „kadry Ziobry, które nie mają nic do ukrycia” itd.
Czytaj więcej
Nagi mężczyzna spacerujący po osiedlu i robiący zakupy w sklepiku okazał się prokuratorem.
Prawdę mówiąc kariera zawodowa tego człowieka akurat w tym wypadku, dopóki nie będzie wiadomo, co nim kierowało, nie ma zasadniczego znaczenia. Nie mam też najmniejszego zamiaru dokładać mu kłopotów, które – jak się zdaje – nie zaczęły się z chwilą ujawnienia tych nagrań. Problem jest bowiem systemowy: człowiekowi z poważnymi problemami nikt nie pomógł, choć – jak można przeczytać – były one znane już wcześniej.
Bo różne przypadki zdarzają się w wielu profesjach. A takie jak policja, prokuratura, sądownictwo nie są wyjątkami. Obciążenie psychiczne jakie wywołuje służba, która przecież nie polega w większości na obcowaniu z nieposzlakowanej opinii ludźmi, musi pozostawiać ślady w psychice. Znam prokuratora, który aby utrzymać jaką-taką psychiczną równowagę i nie myśleć ciągle o zbrodniach, które badał, po pracy przesiaduje w warszawskim zoo, obserwując życie zwierząt. Ich imiona zna na wyrywki.