Przed laty byłem w małym przytulnym pensjonacie w Alpach Salzburskich. Zaraz po wprowadzeniu się do pokoju właścicielka wręczyła mi regulamin segregacji śmieci, dając do zrozumienia, że jest to sprawa dla niej niezwykle ważna. Trochę mnie przerażała perspektywa segregowania odpadów do pięciu, a może siedmiu odrębnych worków wedle niezrozumiałej instrukcji, do tego właścicielka przez kolejne dni ciągle wywierała presję, przypominając o tym obowiązku.
Czytaj także: Duży problem z dzikimi wysypiskami śmieci
Można powiedzieć, że segregacja śmieci stała się motywem przewodnim tego wyjazdu na narty. Czułem się zakłopotany, że przez brak znajomości niemieckiego może nie rozdzielam odpadów zgodnie z regulaminem. Przez to zrodziła się raz w mej głowie nawet rozpaczliwa myśl, aby śmieci zabrać ze sobą do Polski...
Było to oczywiście jeszcze przed rewolucją ekologiczną w Polsce. Dziś segregowanie odpadów stało się codziennością również dla nas, a podział odpadów na frakcje nie budzi przerażenia. W Austrii problem śmieci rzeczywiście wyeliminowano i jest to dziś kraj niezwykle czysty. W Polsce, owszem, dużo mówi się o ekologii, a niebycie „eko" jest po prostu mało trendy. My też musimy segregować odpady do pięciu odrębnych worków, myjąc przy tym dokładnie każde plastikowe opakowanie po serku czy jogurcie. Jednak ta ekosatysfakcja szybko mija, gdy pojedziemy do pierwszego lepszego podmiejskiego lasu. Pełno tu dzikich wysypisk mebli, wersalek, starych telewizorów i wszystkiego, co już niepotrzebne w domach, a nie da się upchać w ekologicznym worku.
Bo do lasów miejska rewolucja ekologiczna ciągle nie dotarła. A ekostratedzy, kreśląc kolejne etapy walki ze śmieciami, dzieląc je na kolejne frakcje, zapomnieli, że problem śmieciowy nie ogranicza się do opakowań po serkach.