Kryzys polityki renesans sądu

Sędziowie poprzez konstytucyjną kontrolę prawa muszą ingerować w polityczne „wybory chwili” polityków nieprzestrzegających konstrukcyjnych wartości systemu – pisze adwokat

Aktualizacja: 23.04.2011 08:00 Publikacja: 23.04.2011 05:00

Kryzys polityki renesans sądu

Foto: Rzeczpospolita, Paweł Gałka

Red

 

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (Trybunał) rozstrzygnie wkrótce, czy litewskie przepisy dotyczące pisowni nazwisk są zgodne z prawem wspólnotowym, w tym z zasadą niedyskryminacji i swobodnego przepływu obywateli Unii Europejskiej (sprawa C-391/09). Znaczenie tej sprawy nie sprowadza się jednak tylko do analizy drażliwego i dobrze znanego problemu w dwustronnych relacjach polsko-litewskich. Przede wszystkim daje ona asumpt do głębszej refleksji na temat roli prawa i sądu konstytucyjnego vis-a-vis procesu politycznego w ogóle, zwłaszcza że w naszym codziennym myśleniu cały czas nie doceniamy reformującej roli prawa i sali sądowej.

Jedyna przeciwwaga

Jesteśmy świadkami ewolucji sposobu rozumienia podziału władzy. Nowoczesny podział władzy jest oparty nie o trójpodział, ale dwupodział, zarzuca bezwzględną separację władz i podkreśla znaczenie wzajemnego się kontrolowania przez poszczególne władze.

Jedyną przeciwwagą dla bloku władzy wykonawczej-ustawodawczej (politycznej) jest władza sądownicza, której funkcja i rola są określone przez państwo (wspólnotę) prawa. To sąd konstytucyjny wyznacza nieprzekraczalne granice dla chwilowej większości demokratycznej. Legitymizacja sędziego nie ma charakteru elekcyjnego, ale funkcjonalny. Wynikając z niezależności sędziów i ich poddania prawu, uzupełnia legitymizację demokratyczną prawodawcy.

Cały system jest oparty na wzajemnym kontrolowaniu się: z jednej strony sąd zapewnia, że prawodawca przestrzega fundamentalnych wartości, ale z drugiej prawodawca korzysta z ostatecznej kompetencji wobec zastanego stanu równowagi (może np. inaczej zakreślić funkcje sądu konstytucyjnego).

Takie przewartościowanie ma szczególne znaczenie w świetle postępującej degrengolady parlamentów i procesu politycznego, który jest więźniem krótkotrwałych kompromisów oraz zostaje zdominowany interesem partykularnym. W imię doraźnych celów politycznych parlamenty są gotowe uchwalać wszystko i za każdą cenę. W konsekwencji zamiast stanowić forum debaty nad interesem wspólnym, parlamenty coraz częściej stają się areną żenujących sporów i eskalacji agresji, które utwierdzają elektorat, że kompromis w sprawach ważnych dla wspólnoty przestaje się liczyć. Ważny jest jedynie interes partyjny, krótkoterminowy awans w sondażach czy pięciominutowe zaistnienie w telewizji. Sala parlamentarna staje się parodią dyskursu, skoro przekaz schodzi na dalszy plan. Ważne jest wyłącznie to, jak się mówi, a nie co. Poziom debaty przyczynia się do alienacji opinii publicznej i wzmacnia przekonanie, że prawo ma charakter fasadowy, a pozytywna zmiana na lepsze przez prawo stanowione nie jest możliwa. W konsekwencji teza o oświeconym prawodawcy politycznym, który przestrzega pewnych zasad bazowych, jest mitem: skazany na pokusy władzy i walkę o nią nie zawsze myśli o fundamentach systemu. Zamiast go wzmacniać, szuka sposobów na maksymalne wykorzystanie jego niedoskonałości.

W tej sytuacji nie dziwi, że sądy stają się forum odwoławczym przeciwko eksplozji społeczeństwa demokratycznego, które nie jest w stanie rozwiązać skomplikowanych i różnorodnych problemów przez siebie generowanych. Od sądu oczekujemy, że rozstrzygnie o rzeczywistych problemach w sposób fachowy, w oparciu o argumenty i po wysłuchaniu wszystkich zainteresowanych.

Sądy są zobowiązane do przedstawienia rozumowania przemawiającego za takim, a nie innym rozstrzygnięciem i jego oparcie w obowiązującym prawie (a nie tylko w przepisie). Sędziowski obowiązek zbudowania spójnego rozumowania oznacza, że sędzia nie może podjąć żadnego działania, jeżeli nie jest w stanie skonstruować uzasadnienia w świetle elementów normatywnych, które stanowią część systemu. Nie oznacza to, że sędziowie są z zasady bardziej racjonalni czy intelektualnie sprawniejsi w przekonywaniu do swoich racji. Nie ma żadnej gwarancji, że wybrane przez nich zasady będą tymi prawidłowymi, że będą stosowane w sposób spójny i przewidywalny. Znaczenie ma fakt, że etos sędziowski wymaga, by przynajmniej podjęli próbę osiągnięcia takiego optymalnego wyboru. Nasze oczekiwanie wobec sądu dotyczy właśnie podjęcia próby i to odróżnia sąd od politycznego prawodawcy.

Sędziowie poprzez konstytucyjną kontrolę prawa muszą ingerować w polityczne wybory chwili polityków nieprzestrzegających konstrukcyjnych wartości systemu. Sąd nie tylko tłumaczy powody zakwestionowania działania prawodawcy politycznego w danej sprawie, ale wychodzi poza szczególne okoliczności wyznaczone jej stanem faktycznym i zaczyna określać standardy dla przyszłego działania prawodawcy.

Logika unijnej sali sądowej

Sala sądowa zakreśla jasne reguły gry dla aktorów, a nie aktorzy kreują reguły dla siebie, kierując się oportunizmem i potrzebą chwili. Na sali sądowej prowadzona jest rzetelna i merytoryczna dyskusja o tym, co ważne i istotne dla wspólnoty, a nie tylko państw. Sędziowie rozumują, politycy się targują, co powoduje, że to sala sądowa staje się prawdziwym „forum zasady", charakteryzującym się szczególną egalitarnością. Nie ma państw słabszych i mocniejszych. W Trybunale mała Belgia dysponuje jednym głosem, podobnie jak potężne Niemcy. To, co się liczy, to siła argumentu, ich dobór i sztuka przekonywania do swojej wizji prawa europejskiego. W tym jednak celu należy odrzucić podejście krótkoterminowe według rozumowania „byle zwyciężyć teraz". Trudna do opanowania kultura litygacji jest oceniana z perspektywy długoterminowej wyznaczonej podejściem ambitniejszym: „przegrywam in concreto, ale wygrywam in abstracto", ponieważ moje argumenty wykraczają poza konkretną sprawę i mają walor ogólny – problemowy, który można wykorzystać, gdy do sądu wróci ten sam problem, ale ukryty w innej sprawie.

Sala sądowa wymusza więc zmianę strategii: polityk przestaje być wszechwładny (jak w parlamencie, gdzie mówi, co chce i jak chce), a musi mówić językiem sądu, przed którym występuje, stosować jego metody rozumowania i odwoływać się do jego dyrektyw interpretacyjnych. W przeciwnym razie, zachowanie, które na sali parlamentarnej kwitowane byłoby co najwyżej bezradnym wzruszeniem ramion postronnych obserwatorów, wiedzących, że polityk dyktuje melodię dla samego siebie i gra według niej, na sali sądowej ma istotne i dalekosiężne konsekwencje: nie tylko grozi przegraną w sprawie, ale kompromituje polityków, którzy w sądzie chcą uprawiać politykę według standardów parlamentarnych. W Trybunale widać jak na dłoni, co świat polityki może zaproponować sądowi w języku wartości i dobra wspólnego i, że patrząc z tej perspektywy, często polityczny król będzie nagi.

Prawo zabrane politykom

Prawdziwą siłą prawa europejskiego jest jego względna autonomia wobec doraźnej polityki. Prawo pozwala na realizację swoich celów niejako na zewnątrz procesu politycznego przez samych zainteresowanych, którzy dzięki swojej zapobiegliwości i czujności stają się rzeczywistymi strażnikami prawa europejskiego. Działając w ten sposób, potwierdzają prorocze słowa jednego z byłych sędziów Trybunału „o zabraniu prawa z rąk politykom i jego przekazaniu zwykłym obywatelom". Sprawa litewska nie jest więc czymś nadzwyczajnym. Nie ma wątpliwości, że wyrok w tej sprawie będzie kontrowersyjny i wzbudzi emocje, ponieważ bez względu na jego treść zostanie wydany na styku prawa i polityki. Ewentualne uznanie przez Trybunał, że prawo unijne wymaga modyfikacji prawa litewskiego, będzie zawierać równocześnie roszczenie prawa europejskiego wsparte autorytetem sądu kierowane do litewskiego prawodawcy o zmianę prawa krajowego.

Dla oceny sprawy litewskiej (i innych wywołujących kontrowersje) musimy zarzucić pusty język aktywizmu sądowego, a zamiast tego oceniać całościowo argumenty, którymi sędziowie się kierują, wybory, których dokonują, sposób porządkowania i wiązania argumentów, racji etc. Utrzymywanie, że w sprawach wymagających fundamentalnego wyboru i rozstrzygnięcia konfliktu normatywnego Trybunał jedynie stosuje prawo, jest anachronizmem i fałszuje rzeczywistość. Sprawa litewska potwierdza raczej, że Trybunał występuje jako wpływowa instytucja polityczna, której wybory orzecznicze wpływają wprost na sposób działania prawodawcy politycznego i ograniczają jego sferę dyskrecjonalności. Stanowi przykład zderzenia prawa europejskiego z klasycznym myśleniem prawniczym wyznaczonym perspektywą wyłącznie prawa krajowego i omnipotencji prawodawczej. Ponieważ błędna jest „absolutyzacja europejska", zgodnie z którą z tego zderzenia zawsze zwycięsko wychodzi prawo europejskie, to z tych samych przyczyn musimy odrzucić absolutyzację krajową.

Rozwiązaniem powinien być raczej kompromis polegający na komparatystycznym i syntetyzującym podejściu do konfliktu oraz jego rozstrzygnięcie w świetle lepszego argumentu, a nie wyłącznie w oparciu o antagonizujący „argument z autorytetu" (prawa krajowego lub europejskiego). Czasami lepszy argument zaproponuje prawo europejskie, czasami specyfika prawa krajowego (np. wzgląd na ochronę wartości konstytucyjnych i ich specyfiki wobec innych państw) będzie zasługiwać na uznanie.

Poszukując kompromisu, Trybunał znajduje się w samym centrum kontrowersji politycznej. Zmierza do rozwiązania trudnych spraw, których (nie) racjonalny prawodawca nie przewidział, uregulował niejasno albo kalkulując cynicznie, wolał niepopularne rozstrzygnięcie pozostawić komuś innemu (np. sądowi). Oskarżanie w tej sytuacji sędziów o przekraczanie granic kompetencji czy nieprzewidywalność jest wyrazem hipokryzji świata polityki i niepoważnego traktowania człowieka z krwi i kości, który do sądu przychodzi z konkretnym problemem i oczekiwaniami zawiedzionymi w procesie politycznym, człowieka, dla którego to prawo i sąd są sojusznikami. Dlatego argumenty z „aktywizmu" pozostawmy wyłącznie tym, lubiącym eleganckie slogany, ale bojącym się poważnej i potrzebnej debaty o roli, legitymizacji i granicach władzy sądu wobec polityki i doraźnych wyborów politycznych, debaty, dla której stosownym miejscem coraz częściej jest sala sądowa.

Autor, doktor habilitowany nauk prawnych, pracuje w Katedrze Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego

 

 

Przeczytaj więcej ciekawych opinii i analiz w naszym serwisie:

Opinie i analizy

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (Trybunał) rozstrzygnie wkrótce, czy litewskie przepisy dotyczące pisowni nazwisk są zgodne z prawem wspólnotowym, w tym z zasadą niedyskryminacji i swobodnego przepływu obywateli Unii Europejskiej (sprawa C-391/09). Znaczenie tej sprawy nie sprowadza się jednak tylko do analizy drażliwego i dobrze znanego problemu w dwustronnych relacjach polsko-litewskich. Przede wszystkim daje ona asumpt do głębszej refleksji na temat roli prawa i sądu konstytucyjnego vis-a-vis procesu politycznego w ogóle, zwłaszcza że w naszym codziennym myśleniu cały czas nie doceniamy reformującej roli prawa i sali sądowej.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi