Marta była zdolną i pilną studentką. Dbała o swoją edukację, co oznaczało zaliczenie podczas studiów kilku staży w dużych kancelariach adwokackich. Egzamin magisterski z wynikiem bardzo dobrym zdała w maju. Kolejne cztery miesiące spędziła, czekając na egzamin na aplikację adwokacką. Ponieważ była dobrą studentką, zdała go bez problemu. Ślubowanie aplikantów odbędzie się w połowie stycznia. Łatwo policzyć, że w zawodowym życiorysie Marty pojawi się rubryka „oczekiwanie", innymi słowy, kilka straconych miesięcy. W imię czego?
Piotr był dobrym studentem, a następnie bardzo dobrym aplikantem adwokackim. W styczniu otrzymał zaświadczenie o ukończeniu aplikacji. Z tym dniem stracił uprawnienie do występowania przed sądami. Przestał wszak być aplikantem, a od adwokatury dzieliły go egzamin i procedura wpisu na listę adwokatów. Egzamin zdał w czerwcu, wynik znał w połowie lipca, a kolejne dwa miesiące z okładem czekał na wpis, zaraz potem, już w październiku, ślubowanie i legitymacja. Kolejny miesiąc z okładem to rejestracja w jednym okienku. Z zawodowego życiorysu Piotra, który przez całą aplikację z powodzeniem występował przed sądami, wypadło dziesięć miesięcy. W imię czego?
W gorszej sytuacji był i jest kolega Piotra, który nie zdał egzaminu adwokackiego. Nikt nie wie, jaki jest jego status, a niektóre sądy odmawiają mu prawa do dalszego występowania w sprawach, w których występował przez ponad dwa lata aplikacji.
Organizatorem egzaminów i odpowiedzialnym za wpisy jest minister sprawiedliwości. Najwyższy czas, by dostrzegł problem i niezwłocznie usprawnił procedury oraz usunął luki w prawie. Czyli zrobił to, na co nie miał czasu i pomysłu przez ostatnie kilka lat.
Zobacz inne opinie: