Świadek koronny: Przestępcom czasem obiecuje się więcej niż można dać

Instytucja świadka koronnego budzi wiele emocji głównie z powodu swej tajemniczości. O zaletach tego rozwiązania i jego roli w zwalczaniu przestępczości w rozmowie z Agatą Łukaszewicz mówi koordynator polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnętrznego Zbigniew Rau

Publikacja: 21.05.2012 09:30

Dwóch świadków, którzy w jednej i to chyba najgłośniejszej do dziś wśród nierozwikłanych sprawie składają różne zeznania i obaj korzystają ze statusu. To nie powód, by pomyśleć o likwidacji tej instytucji? Trudno nie zgodzić się z jej przeciwnikami, że przestępcy wodzą prokuraturę za nos, a prawo im na to pozwala.

Zbigniew Rau, koordynator polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnętrznego:

Nie demonizowałbym tego, co się dzieje w sprawie śmierci gen. Marka Papały. Nie zawiniła sama instytucja, tylko weryfikacja zeznań świadków. To, co mówią, powinno jedynie naprowadzać na inne dowody. Poza tym to jeden z prawie czterech tysięcy procesów, w których zeznają osoby ze statusem świadka koronnego. Do mnie bardziej przemawiają zalety tej instytucji. Nie wylewałbym więc dziecka z kąpielą.

Widzi pan jakieś wymierne korzyści z wprowadzenia tej instytucji do polskiego prawa?

Przełom w latach 90. to skuteczne zwalczanie mafii w Polsce. Największe gangi: Pruszków, Wołomin, zniknęły z przestępczej mapy Polski. Pozostały jedynie płotki. W gangu coraz trudniej działać. Przestępczość zorganizowana jest opłacalna przy małych kosztach i dużych zyskach. Kiedy koszty rosną, a zyski spadają, interes pada.

Nie sądzi pan, że instytucja, której pan tak broni, rozleniwia prokuratorów? Mają zeznania, dowody podane na tacy, nie muszą więc nic robić, sprawdzać, szukać.

Niestety tak czasem się dzieje, ale to wypaczenie instytucji świadka koronnego. Nie możemy zapominać, że to bandyci, którzy w zamian za współpracę dostają wolność. Weryfikacja tego, co mówią, musi być solidna. W dodatku wersja wydarzeń podana przez świadka koronnego nie może być jedynym dowodem w sprawie. Prokuratorzy, którzy opierają akt oskarżenia tylko na takich zeznaniach, robią błąd, ponieważ sąd nie da im wiary. Nie da, gdyż każdą wątpliwość i niespójność w zeznaniach musi rozstrzygać na korzyść oskarżonego. I co się wówczas dzieje? Sprawa upada. W tym, co mówię, łatwo zresztą o porównania. Prokurator pisze akt oskarżenia w sprawie o korupcję, mając jako jedyny dowód podsłuch. I co? Taka sprawa też padnie. Istnieje jeszcze jedno zagrożenie: gdy zeznania świadka koronnego są jedynym dowodem, może on wymuszać coraz większe profity od państwa, a prokurator, nie mając wyjścia, godzi się na nie. Choć trzeba zaznaczyć, że takie przypadki miały miejsce głównie w latach 90. Dodać trzeba, że dla świadka koronnego bonusem jest darowanie kary, a nie przyznana pomoc czy jakieś inne korzyści wynikające z programu ochrony. Inną sprawą jest, że czasem w pogoni za wynikiem policjanci i prokuratorzy są gotowi obiecać dużo więcej, niż mogą zgodnie z prawem zaoferować.

Może więc ta instytucja ma jakieś mankamenty i nie warto jej bronić za wszelką cenę?

Oczywiście, że ma, ale nie sposób nie docenić jej zasług w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej. To dzięki niej udało się rozbić solidarność grup przestępczych, zmowę milczenia. Przestępcy zaczęli się bać, przestępczy proceder stał się mniej opłacalny, a ryzyko wpadki coraz większe. Przestępczość zorganizowana dziś się nie afiszuje, bo to przynosi straty, a nie korzyści, choć paradoksalnie brutalność wewnątrz grup wzrasta. Tak pokazują rozpoznanie operacyjne i badania kryminologiczne.

Przyznanie statusu daje profity, gwarantuje bezkarność. Pokusa jest duża. Czy przestępcy chętnie garną się do współpracy z organami ścigania?

Zainteresowanie jest umiarkowane. Wielu z nich nawet jeśli chce i godzi się, to potem nie kryje rozczarowania. Całkiem niedawno robiłem badania, w których pytałem ich o oczekiwania dotyczące programu ochrony świadka koronnego. I wie pani, co odpowiadali? Że inaczej to sobie wyobrażali. Że pomoc trwa zbyt krótko i istnieje tylko z nazwy, a procesy trwają latami. Proszą o nowe dokumenty, a nawet pomoc w założeniu działalności gospodarczej. U większości widać rozczarowanie.

Państwo darowuje im karę, utrzymuje, a oni jeszcze narzekają? Wszystkie procesy, nie tylko te z udziałem świadków koronnych, trwają zbyt długo. Tak dzieje się od lat. Mają powód do rozczarowania?

Proszę ocenić. Podam tylko jeden przykład: jeden z programów ochrony trwa już 12 lat i wszystko wskazuje na to, że jeszcze trochę potrwa.

Czy przez 15 lat funkcjonowania zmienił się obraz świadka koronnego? Wszyscy pamiętamy pierwszego, najgłośniejszego: Jarosława S. ps. Masa. Domy z basenem, luksusowe auta, pisano o nim w gazetach. Teraz też tacy się zdarzają?

Przesada z tą wyjątkową pozycją "Masy". Było kilku innych ważniejszych, bogatszych, a co najważniejsze – bardziej wiarygodnych procesowo. Faktem jest, że pan S. istotnie przyczynił się do rozbicia grupy pruszkowskiej, jednak niektóre jego późniejsze zeznania były bardzo problematyczne i przyniosły więcej zamieszania niż pożytku – pamiętamy domniemane futro pani sędzi Barbary Piwnik, choć o dalszych szczegółach nie chciałbym mówić.

A świadkowie koronni, którzy kłamią z premedytacją przed sądem? Tacy też się zdarzają...

Zawsze istnieje takie ryzyko. Wśród prawie stu dzisiejszych świadków zeznania kilku okazały się niewiarygodne. Błędy zdarzają się wszędzie tam, gdzie ludzie działają. Jednak do świadka – nie tylko koronnego, ale każdego, który po dziesięciu latach przypomina sobie jakieś wydarzenie – trzeba od razu podejść z ogromną rezerwą. Właśnie największym mankamentem polskiego wymiaru sprawiedliwości jest przewlekłość postępowania w sądach I i potem II instancji. Pamiętać trzeba o starej kryminalistycznej maksymie: uciekający czas to przemijająca prawda....

Każdą instytucję przez lata można jednak udoskonalać...

I tak też powinno być w przypadku tego szczególnego i bardzo trudnego, jak się to fachowo mówi, środka dowodowego, jakim jest świadek koronny. Uważam, że Prokuratura Generalna powinna na bieżąco analizować zakończone sprawy i rolę, jaką w wydaniu wyroku odegrał świadek koronny, a w szczególności sprawy, w których jego zeznania uznano za niewiarygodne.

Rozumiem korzystanie ze świadków koronnych w trudnych dowodowo sprawach, ale zdarzały się drobne przestępstwa, w których prokuratorzy chcieli przyznania tego szczególnego statusu. Nie sądzi pan, że jest w Polsce nadużywany?

Tak działo się na początku. Instytucja była nowa, każdy chciał spróbować. Rocznie zdarzało się ponad 20 świadków koronnych. Potrzebna była więc interwencja ustawodawcy. Teraz przyznanie statusu musi zaakceptować prokurator generalny. Wszyscy więc ochłonęli i ostrożnie podchodzą do wniosków, bywa pięciu, sześciu każdego roku.

Skruszonemu przestępcy dużo trudniej zapewnić bezpieczeństwo. Ochrona ochroną, ale ci ludzie muszą przecież w miarę normalnie żyć. Bywa, że w Polsce jest to niemożliwe. Wysyłamy naszych świadków za granicę?

To kulisy programu. Niewiele mogę o tym mówić, zdradzę jednak, że polska policja współpracuje z zagraniczną w programach ochrony świadków. Oczywiście na zasadzie wzajemności. My przyjmujemy ich świadków pod ochronę, a oni naszych.

Krążyły legendy o operacjach plastycznych, jakie państwo funduje skruszonym gangsterom. To prawda?

Legendy rodzą się zawsze tam, gdzie pojawia się tajemnica. Z operacjami to przesada i nieprawda. Jeśli już mówimy o interwencji chirurgicznej, to raczej chodzi o usunięcie charakterystycznych blizn, tatuaży czy zmian skórnych, po których można świadka rozpoznać. Nie dzieje się to też tak od ręki. Każdy taki wniosek świadek musi rzetelnie uzasadnić. I nie chodzi tu o tłumaczenie: bo tatuaż przestał mi się podobać, tylko raczej, że istnieje ryzyko rozpoznania.

Wielu karnistów jest przeciwnych instytucji świadka koronnego. Ekspertom chodzi raczej o przełamanie zasady legalizmu – państwo daruje karę przestępcy. Zwykłych ludzi bardziej denerwuje jednak fakt, że świadkowie nie dość, że uniknęli kary, to jeszcze im za to płacimy.

To nie są aż takie pieniądze, by nie było warto ich zapłacić. Wprawdzie znów większość informacji objęta jest tajemnicą, jednak warto wiedzieć, że świadek dostaje średnio miesięcznie na rękę ok. 4 tys. zł. Nie tylko na siebie, ale na całą rodzinę. Nawet jeśli kosztowałoby to państwo w sumie ok. 40 mln rocznie, czyli koszty zarządu ochrony świadka koronnego ok. 20 mln zł i całej logistyki niech będzie drugie 20 mln zł, to nie są to bezsensownie wydane pieniądze.

Nawet w czasach kryzysu warto je wydawać?

Tak. Wartość zabezpieczonego mienia przestępców wynosi rocznie ok. 100 mln zł, więc z pewnością wydatki się zwracają. Nie mówiąc już o tym, że jest jeszcze rzecz niewymierna: panosząca się przestępczość nie powiększa strat Skarbu Państwa, a obywatele czują się bezpiecznie.

Należy pan do zagorzałych zwolenników instytucji świadka koronnego. Jeśli miałby pan dokończyć zdanie: Gdyby instytucja świadka koronnego zniknęła z polskiego prawa, to.... Co by pan powiedział?

Nie mam najmniejszych wątpliwości: przestępczość zorganizowana w Polsce odnotowałaby dynamiczny wzrost.

Dwóch świadków, którzy w jednej i to chyba najgłośniejszej do dziś wśród nierozwikłanych sprawie składają różne zeznania i obaj korzystają ze statusu. To nie powód, by pomyśleć o likwidacji tej instytucji? Trudno nie zgodzić się z jej przeciwnikami, że przestępcy wodzą prokuraturę za nos, a prawo im na to pozwala.

Zbigniew Rau, koordynator polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnętrznego:

Pozostało 95% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Powrotu do kompromisu aborcyjnego nie będzie
Opinie Prawne
Isański, Kozłowski: Wielka mistyfikacja - przepisizm zamiast praw
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Nie mnóżmy strażników sztucznej inteligencji
Opinie Prawne
Zabójstwo drogowe. Legislacyjny bubel roku w wykonaniu PiS
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: W sprawie Jolanty Brzeskiej państwo poniosło porażkę na całej linii
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje