Gołym okiem widać, że ochrona drzew jest zbyt rygorystyczna i niemądra, jeśli właściciel uschłego czy złamanego przez burzę drzewa, czy tylko wiszącej jeszcze na na łyku i korze gałęzi, nie może jej ściąć bez zgody gminy, narażając sąsiadów i przechodniów na nieszczęście, a siebie na odszkodowanie.
Każdy odpowiedzialny właściciel w takiej sytuacji sięgnąłby po piłę i siekierę i niebezpieczeństwo usunął. Tym jednak, którzy tak postąpią, a urząd się o tym dowie i nie odpuści, grożą horendalne kary, przewyższające nieraz wartość działki.
Tymczasem Naczelny Sąd Administracyjny w czwartkowym wyroku w sprawie Ewy P. spod Łodzi, która tak postąpiła z odłamanym konarem klonu powiedział, że mogła tylko posprzątać połamane konary, a nadłamane drzewo podeprzeć lub zabezpieczyć teren przed dostępem ludzi. Musi więc zapłacić 25 tys. zł kary. Nie można wycinki bez pozwolenia usprawiedliwiać nawet stanem wyższej konieczności, zagrożeniem życia bądź zdrowia — powiedział NSA.
Jaki morał dla właścicieli nieruchomości? Ciąć każde drzewko, które zbliża się wiekiem do dziesięciu lat (młodsze można wycinać bez zgody), gdyż potem mogą być z nim tylko kłopoty. Z właścicieli drzewek staną się ich niewolnikami.
Nie rygoryzm (i bezmyślność) prawa jest tu jednak najważniejsza. To nie pierwsza i nie ostania zła ustawa, a od starożytności znane jest powiedzenie, że dobry sędzia zastosuje dobrze złe prawo, ale zły sędzia źle zastosuje nawet dobre prawo.