Nie tylko dlatego, że wyłączała pewną kategorię przestępców spod prawa, ale również dlatego, że opiera się na zaufaniu do skruszonego gangstera, któremu darowano winę, by mógł oskarżać innych.
Złapani przestępcy, głównie członkowie grup o charakterze mafijnym, przyzwyczajeni do życia na wolności, w luksusie, gotowi są zrobić wszystko, aby nie trafić do więzienia. Chętnie obciążają więc swoich kolegów – i wszystkich innych dookoła. Ich ofiarami padali nie tylko gangsterzy, ale i policjanci, i ludzie przypadkowi, którzy – pomówieni – musieli potem dochodzić swojej niewinności.
Żelazna zasada mówi wprawdzie, że zeznania takiego świadka powinny być poparte i zweryfikowane innymi dowodami, ale umyka ona czasem żądnym sukcesów prokuratorom.
Wpadki ze świadkiem koronnym to nie tylko polska specjalność. Najsłynniejsza dotyczyła amerykańskiej rodziny mafijnej Gambino na początku lat 90. Świadkiem koronnym, który pogrążył szefa nowojorskiej mafii Johna Gottiego i 29 innych członków jego rodziny, był niejaki Sammy Byk. Z czasem jednak okazało się, że skruszony gangster ma więcej istnień na sumieniu niż sam Gotti.
Wskazując na te przykłady, nie wolno zapomnieć, że to właśnie dzięki wprowadzeniu na początku lat 90. – na próbę – do polskiego prawa świadka koronnego udało się rozbić nieuchwytne i praktycznie bezkarne wcześniej grupy przestępcze. Wszyscy pamiętamy strajk restauratorów na warszawskiej Starówce, bezradnych wobec prób wymuszania haraczy.