Jest ono efektem liberalizacji zasad dostępu do tych zawodów sprzed kilku lat. Już dziś rynek prawniczy jest mocno nasycony. Poza dużymi miastami adwokaci czy radcy od lat zmagają się z problemem braku klientów. Kryzys gospodarczy oraz brak zwyczaju korzystania z usług profesjonalisty w połączeniu z uboższymi portfelami zbiera swoje żniwo.

Czy zatem oznacza to, że młodzi prawnicy, po wielu latach ciężkiej edukacji, zostali skazani na bezrobocie i szukanie pracy poza wyuczonym zawodem? Dla wielu ta perspektywa jest bardzo realna. Konkurowanie bowiem nawet z niewielką, lecz znaną kancelarią w małym mieście jest trudne.

Można się zatem spodziewać, że młodzi ludzie będą się starali utrzymać na rynku, obniżając ceny usług – co zapewne byłoby pozytywne z punktu widzenia klientów. Efekt może być jednak mizerny. Tego rodzaju taktykę zastosowali wcześniej tzw. doradcy prawni (magistrzy prawa, bez aplikacji) i nie odnieśli sukcesu, bo rynek się nie poszerza.

Trzeba jednak próbować. Sposobem na skuteczną konkurencję może być wąska specjalizacja. Obszary takie jak np. fundusze europejskie (nowe już za rok!) czy  zamówienia publiczne wciąż dostarczają problemów prawnych. Sposobem na walkę o klienta jest również wejście ze swoją kancelarią do Internetu. W sytuacji, gdy na rynku usług prawniczych istnieje zakaz reklamy, w lepszym położeniu są te kancelarie i ci prawnicy, którzy od lat na nim funkcjonują. Internet zaś daje możliwość pozyskania nowych grup  klientów, np.  młodych przedsiębiorców, którym trudno funkcjonować bez sieci.

Obecna sytuacja nie powinna pozostać bez wpływu na tendencje w kształceniu. Od wielu lat prawo było najczęściej wybieranym kierunkiem studiów. Mit prawnika – osoby zamożnej, o nieograniczonych możliwościach zarobkowania – powoli się zużywa, również w odczuciu społecznym. Maturzyści! Chyba czas na politechniki.