Politycy, w tym premier, nie mają żadnego cywilnego immunitetu i odpowiadają za słowa jak każdy.
Z drugiej strony muszą często mówić o aktualnych problemach i osobach zamieszanych w przykre dla nich czy podejrzane sprawy. Pojawia się jednak pytanie, gdzie kończą się granice informowania, a zaczyna zwykłe zniesławienie.
Dwaj niedoszli „mailbomberzy", o których przed kilkoma dniami rozprawiały media, a o zatrzymaniu jednego z potencjalnych terrorystów – „nieodpowiedzialnego szczeniaka" – mówił sam premier Donald Tusk, zapowiedzieli pozwanie premiera. Obaj zostali wypuszczeni po 48 godzinach, gdyż nie było przeciwko nim dowodów.
Teraz żalą się, że zrobiono im pokazówkę na cały kraj, pewnie dlatego, by podnieść notowania rządzącym. Premier nie powiedział zaś nawet „przepraszam". Zamierzają więc zażądać od premiera i państwa odszkodowania za bezpodstawne zatrzymanie.
Obaj pochodzą z powiatowych miasteczek, których nazwy podano (a tam większość się pewnie zna). Jeden zarabia na udzielaniu prostych porad prawnych, więc ma niezłą okazję do ćwiczeń i pewnie reklamy.