Tak naprawdę jednak problemem nie jest zakorkowanie fiskusa wnioskami o wyjaśnienie przepisów. Realnym zagrożeniem jest fakt, że ustawy, które zostały w dużej części stworzone dla przedsiębiorców i miały być drogowskazem w prowadzeniu biznesu, aby ułatwić im życie, są tego kompletnym zaprzeczeniem. Zmian jest tak dużo i są tak trudne do zrozumienia, że bez wyjaśnień fiskusa i pomocy wytrawnych doradców podatkowych przedsiębiorcy mogą narazić się na koszty. Co gorsza wprowadzeniu nowych przepisów zwykle towarzyszą zapewnienia, że to dla dobra podatnika.

Wydaje się jednak, że prawda jest inna. Niejasne prawo sprzyja urzędnikom. Im podatnicy popełnią więcej błędów, tym większe jest prawdopodobieństwo, że fiskus nałoży im karę, podważy zwrot czy wysokość zapłaconego podatku. A tym samym zarobi budżet.

Teoretycznie prościej byłoby podwyższyć podatki, ale gnębienie jest mniej medialne i nie zaszkodzi tak podczas kolejnych wyborów. Jeśli jednak budżet potrzebuje większych wpływów, to rząd musi zmienić swoją politykę.

Czas już, aby zmieniła się filozofia podejścia do prawa podatkowego. Powinno być jasne i przejrzyste, tak aby było zrozumiałe dla zwykłych przedsiębiorców, a nie tylko dla grupy wtajemniczonych. Dzięki temu ci pierwsi zajmą się zarabianiem pieniędzy, a nie wyjaśnianiem przepisów. Izby skarbowe odetchną, a budżet zyska. Być może legislatorzy powinni wziąć lekcję polskiego, aby nauczyć się pisać proste i i zrozumiałe przepisy.