Kiedy szwedzki parlament jako pierwszy na świecie uchwalił taką ustawę, ogarnął mnie sceptycyzm. Zastanawiałam się, czy spełni swoją funkcję, koncentrując się na karaniu klientów prostytutek. Je same zaś traktując jako bezwolne obiekty, ofiary, które należy chronić i wspierać. Zadawałam sobie też pytanie, czy problem jest do okiełznania, skoro wciąż istnieją mężczyźni, którzy chcą uprawiać seks za pieniądze.
Przeszłam jednak w kwestii zakazu metamorfozę, podobnie zresztą jak obecny premier Szwecji Fredrik Reinfeldt. Jako deputowany Umiarkowanej Partii Koalicyjnej głosował przeciwko ustawie w 1998 r. On i jego partia nie wierzyli bowiem w skuteczność legislacji, prorokując, że mężczyźni mimo kryminalizacji i tak będą kupowali seks.
Teraz jednak premier zmienił zdanie. W swoim świątecznym wystąpieniu stwierdził, że prawo ma jednak znaczenie i funkcjonuje jako ważne narzędzie walki z prostytucją. Świadczy o tym zmniejszenie popytu na usługi seksualne w kraju.
Jednocześnie premier ocenił, że sankcje dla klientów prostytutek pozostawiają wiele do życzenia, i zaproponował ich zaostrzenie. Standardem bowiem stały się kary grzywny. Spośród 4785 zgłoszonych na policję przypadków korzystania z usług prostytutek ani jeden ich klient nie otrzymał kary pozbawienia wolności.
Kuriozalną kwestią jest fakt, że do osób, które kupowały seks, należą także pracownicy wymiaru sprawiedliwości.