Mówi pan, że ustawa powinna objąć swoim działaniem zaledwie kilka osób. Tymczasem z jej przepisów wynika, że ma dotyczyć także innych wyjątkowo groźnych przestępców, jeśli odbywają kary w systemie terapeutycznym i dodatkowo występowały u nich zaburzenia psychiczne bądź preferencji seksualnych. Najgłośniejsza z nich, i pierwsza, to Mariusz Trynkiewicz. Mało brakowało, a ustawa, choć pod niego pisana, nie mogłaby być w ogóle stosowana w jego sprawie. Trzy tygodnie odleżała w Kancelarii Premiera, czekając na umieszczenie w Dzienniku Ustaw. Trzeba było z trudem dopinać wszystkie terminy, by zdążyć z decyzją przed 11 lutego, jakakolwiek by ona była...
Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że Mariusz Trynkiewicz trafi pod przepisy ustawy. Z niedowierzaniem słuchałem wypowiedzi rzekomych ekspertów, którzy nie mając ustawy w ręku, przekonywali, że ustawa o seryjnych mordercach nie jest dla niego. Reszta to już zadanie sądu.
Gdyby jednak weszła w życie np. rok wcześniej, dziś nie mielibyśmy problemu. Sąd podejmowałby decyzje na spokojnie, a sam Trynkiewicz oczekiwał na jej uprawomocnienie się za kratami. Po odbyciu kary albo wyszedłby na wolność, albo trafił do Gostynina.
Pewnie lepiej i spokojniej byłoby, gdyby ustawa obowiązywała już rok czy pół roku temu. Jest jednak, jak jest, i trzeba znaleźć wyjście, bezpieczne wyjście z tej trudnej sytuacji. Fakt, że weszła w życie w ostatniej chwili, nie oznacza, że nie ma wyjścia. Jest i rzeszowski sąd je znalazł.
Rozumie pan w ogóle histerię pod hasłem Trynkiewicz? Przez lata zapomniany, za sprawą zbliżającego się wyjścia na wolność stał się mimowolnym negatywnym bohaterem artykułów i reportaży. Im więcej ludzie się o nim dowiadywali, tym bardziej strach narastał, ale i rosła ciekawość. Doszło do tego, że mieszkańcy miasta, w którym rzekomo miał zamieszkać po wyjściu na wolność, już rozpoczęli protesty... Rozumie pan ten strach?
W pewnym sensie tak, ale mam ogromną pretensję do mediów za pompowanie emocji wokół tej sprawy. To one wywołały histerię Trynkiewicza. Każda nowa informacja o nim i jego życiu mnożyła kolejne. Z pewnością nie wszystkie prawdziwe. Docierano do jego sąsiadów sprzed lat, do rodziny – to wszystko dobrze się sprzedawało, budowało napięcie, ale przeszkadzało w przygotowywaniu przepisów, które miały zapewnić bezpieczeństwo zarówno nam wszystkim, jak i jemu samemu. Mam także pretensje o nazywanie Trynkiewicza i jemu podobnych bestiami. Nie możemy zapominać, że przecież są ludźmi obdarzonymi zgodnie z naszą konstytucją przyrodzoną i niezbywalną godnością.