Udział fundatora w wygranej może być określany na różne sposoby. Najczęściej określa się go jako procent uzyskanej kwoty (z reguły do ok. 40 proc.) lub jako określoną wielokrotność środków zainwestowanych w spór przez fundatora (na przykład dwukrotność lub pięciokrotność zainwestowanych środków). Określenie udziału fundatora w wygranej procentowo z reguły służy stronom, których roszczenia nie są bardzo wysokie. Daje bowiem pewność, że jakkolwiek niska byłaby wygrana, przykładowe 60 proc. pozostaje w kieszeni strony. Określenie udziału fundatora jako z góry uzgodnionej wielokrotności zainwestowanych przez niego środków jest zaś rozwiązaniem dobrym dla stron dochodzących roszczeń o bardzo dużej wysokości. Pozwala to na w miarę sztywne określenie wynagrodzenia dla fundatora, a stronie na zachowanie znacznie większej części wygranej niż 60 proc.
Oczywiście, nie każda sprawa może zostać sfinansowana przez zewnętrznego fundatora. Inwestują oni w te, które dają widoki na uzyskanie pożądanego zwrotu z inwestycji. Są więc szczególnie zainteresowani sprawami, które nie wymagają precedensowych rozstrzygnięć i są dość przewidywalne z prawnego punktu widzenia. Ponadto wysokość roszczenia musi być taka, aby udział fundatora w wygranej pokrył koszty, które poniósł, oraz zapewnił mu odpowiedni zysk. Ogólnie przyjmuje się, że jeżeli wartość roszczenia przewyższa około sześciokrotnie szacowane koszty prawne prowadzenia sporu, to sprawa może nadawać się do sfinansowania.
Nowy rynek w Polsce
Na polskim rynku finansowanie kosztów prawnych prowadzenia sporów przez podmioty trzecie nie jest ani powszechnie znane, ani stosowane. Wiele wskazuje jednak na to, że rozwiązanie to trafić ma na nasz rynek. Nieoficjalnie szacuje się bowiem, że w każdym dwu-, trzyletnim cyklu fundatorzy mogą w skali globalnej zapewnić środki na finansowanie sporów w wysokości około 600 mln euro (według niektórych dwa razy więcej). Przy takim potencjale fundatorzy muszą poszukiwać możliwości inwestowania poza własnymi granicami.
Podczas niedawnego spotkania czołowych prawników praktyków arbitrażu, poświęconego tematyce finansowania postępowań sądowych i arbitrażowych, Matthew Amey, dyrektor jednego z głównych brokerów działających w tym segmencie na rynku londyńskim, wyraził przekonanie, że Polska może być interesującym rynkiem dla fundatorów. Jest co najmniej kilka powodów. Polski wymiar sprawiedliwości, w odróżnieniu od niektórych państw sąsiadujących, nie jest postrzegany jako borykający się z problemem korupcji. Ponadto dwa główne sądy arbitrażowe funkcjonujące w Polsce (Sąd Arbitrażowy przy KIG oraz Sąd Arbitrażowy przy PKPP Lewiatan) dają możliwość przeprowadzenia postępowania na zasadach, z którymi fundatorzy są zaznajomieni. Główne fora rozstrzygania sporów w Polsce wydają się zatem na tyle wiarygodne, że mogą przyciągnąć fundatorów.
Co więcej, na naszym rynku działa wiele międzynarodowych kancelarii prawnych dobrze znanych fundatorom. Także znalezienie prawników, którzy dają rękojmię profesjonalnej obsługi prawnej finansowanego sporu, nie jest więc problemem. Z powyższych względów wydaje się, że już teraz przed wszczęciem większego sporu sądowego lub arbitrażowego warto zbadać możliwość pozyskania zewnętrznego finansowania. Może się bowiem okazać, że postępowanie da się przeprowadzić, nie obciążając budżetu firmy.
Autor jest adwokatem w dziale sporów sądowych i arbitrażu kancelarii White & Case.