Na trzecim było poważniej. ?Ja zacząłem się przykładać do nauki, zwłaszcza prawa cywilnego. Chociaż i przez pierwsze dwa nie oblewałem egzaminów. Mój ojciec był rektorem UŚ. Nie mogłem sobie pozwolić na to, by ktoś myślał, że mam fory. Na czwartym roku zetknąłem się z prawem prywatnym międzynarodowym. Wykłady prowadził prof. Mieczysław Sośniak, cywilista z UJ. Postanowiłem się w nim specjalizować.
W tym czasie chyba nie miało ono wiele wspólnego z praktyką...
To prawda. I to było w nim piękne. Podczas gdy moi koledzy musieli się zajmować np. myślami Lenina, prawo prywatne międzynarodowe było absolutnie wolne od takich wpływów. Pozwalało żyć w świecie kompletnej abstrakcji. Mieliśmy też trochę kontaktów międzynarodowych.
Dawało to szansę na wyjazdy zagraniczne?
Wtedy jeszcze nie. Ale po doktoracie wyjechałem na staż do Francji. Zetknąłem się z zupełnie innym sposobem nauczania – podczas ćwiczeń rzeczywiście dyskutowano. Jedno z moich pierwszych spostrzeżeń dotyczących życia codziennego było takie, że Francuzi przechodzą przez pasy na czerwonym świetle. Oczywiście sprawdzali najpierw, czy nic nie jedzie. W Polsce w tamtych czasach takie zachowanie było nie do pomyślenia. Zakaz to zakaz. Zacząłem się zastanawiać, czy jeśli zakaz niczemu nie służy, można go kwestionować. ?W domach dla polskich naukowców w Paryżu było z kolei mnóstwo esbeków, od sprzątaczek począwszy... ?Szybko postarałem się o inne lokum.
Wrócił pan do Polski w 1980 roku. Też nie był łatwy.