Potem pasowało to jak ulał do mieszczuchów, którzy uciekali przed ZUS do KRUS, kupując kawałek ziemi za miastem bez zamiaru uprawiania jej. Teraz tak można nazwać projektodawców rozwiązań prawnych mających chronić przed zabudową pola kapusty ?i pietruszki w granicach dużych miast. A jest ich całkiem sporo. W Warszawie na przykład jedna trzecia terenów to grunty rolne.

Decyzja rządu o przywróceniu ich biurokratycznej ochrony wydaje się więc absurdalna, i to z kilku powodów. Zupełnie nie przekonuje uzasadnienie projektodawców o „zapobieganiu degradacji gruntów rolnych w granicach administracyjnych miast". Hasło: „każdy kłos na wagę złota", należy do minionej epoki. Dziś brakuje raczej mieszkań. To właśnie jest palący problem społeczny stanowiący jedną z przyczyn kłopotów demograficznych, emigracji młodych niemających szans na zatrudnienie ?i mieszkanie. Przywrócenie bariery biurokratycznej, w tym także niemałych opłat, utrudniającej dostęp do terenów budowlanych musi więc wpłynąć na ceny gruntów, a zatem i mieszkań.

Przyjęte niedawno dość niespodziewanie i raczej bez rozgłosu przepisy zasługują na krytykę także dlatego, że są dzieckiem wadliwej legislacji. Uproszczenia ?w odrolnianiu wprowadzono zaledwie cztery lata temu ?i był to jeden z niewielu sukcesów komisji „Przyjazne państwo" Janusza Palikota, wówczas jeszcze polityka PO. Mieściło się to jednak w ogólnej tendencji do liberalizacji przepisów budowlanych. Planowano nawet zniesienie pozwoleń na budowę i znaczne uproszczenie przepisów o charakterze technicznym. Teraz następuje odwrót od tych tendencji.

Ustawodawstwo, które polega na czynieniu dwóch kroków w przód i jednego wstecz, a czasem nawet odwrotnie, to bardzo zła praktyka, która nie sprzyja rozwojowi gospodarczemu. Brak konsekwentnej polityki państwa sprzyja zaś różnym lobby, takim jak rolnicy z Marszałkowskiej.