Jak zapewnienia rządzących o państwie przyjaznym przedsiębiorcom potrafią się różnić od rzeczywistości, przekonało się wielu czytelników „Rzeczpospolitej". W listach do redakcji piszą o niesprawiedliwych – w ich przekonaniu – poczynaniach urzędników skarbówki. Opisują konkretne sytuacje, które wyglądają na balansowanie na granicy prawa. Trudno się im dziwić, że czują się sfrustrowani, a nawet oszukani.
Wiadomo od dawna, że podatnik nie jest od tego, by cokolwiek odliczać i by mu jakiekolwiek wydatki zwracać z kasy państwa. Podatnik jest od tego, by płacić. Im więcej, tym lepiej. Nie ma w tym nic zdrożnego, pod warunkiem że fiskus żąda zapłaty rzeczywiście od tych, którzy płacić powinni, a nie od tych, od których pieniądze łatwo wyegzekwować. A nie od dziś wiadomo, że jeśli fiskus szuka, to zawsze coś znajdzie. Nawet u tych, którym się wydaje, że nic na sumieniu nie mają.
Urzędnik zza biurka, schowany za paragrafami, w przekonaniu, że dobrze wykonuje swoją pracę, może pognębić człowieka za pomocą pieczątki i podpisu. Bo kto mu zabroni? W końcu pilnuje należności skarbowych w interesie wszystkich podatników. A nie ma chyba przedsiębiorcy, który ryzykowałby całym swoim biznesem starcie z urzędem skarbowym, wykorzystującym do maksimum możliwości, jakie mu dają przepisy, czasem nawet je naginając – byle tylko podatnik nie miał szans na obronę. Fiskusowi o to właśnie chodzi. Jego zamysł jest prosty i skuteczny. Boję się, że może się utrwalić.
Problem w tym, że urzędnicy czasami się mylą. Mówienie: „Cóż, zdarzyło się, w końcu błędy popełniają wszyscy, skarbówka też" – to marne usprawiedliwienie. Z takich sytuacji warto wyciągnąć wnioski. I powinny to robić również urzędy skarbowe. Budżet potrzebuje herosów, którzy zaczną walczyć z wyłudzeniami VAT, czarnym rynkiem czy firmami, które nadal bezkarnie wysyłają mejle z propozycją „dam koszty". Gdyby tacy się znaleźli, słyszelibyśmy nie o uciekających miliardach, lecz hymny pochwalne pod adresem skutecznej skarbówki. Ale nie słyszymy! Bo prościej oskubać milion maluczkich, zabierając każdemu 100 zł, niż złowić jedną grubą rybę. W końcu grube ryby są silne, trzeba pokonać armię dobrze opłacanych prawników i doradców podatkowych. Wykazać się sprytem i inteligencją. Łatwiej więc polować na myszy.
Czytaj też: