Prokuratorzy o zajęczym sercu

Koszmarny sposób komunikacji prokuratury ze społeczeństwem skutkuje wzrostem niepokojów i wykorzystaniem sprawy katastrofy smoleńskiej do politycznych celów – uważa publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 13.04.2015 22:02

Prokuratorzy o zajęczym sercu

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Nie ma dziś żadnej pewności, że za tydzień, miesiąc czy rok nie pojawi się kolejna rewelacja, która wywróci do góry nogami śledztwo smoleńskie, wywoła kolejne społeczne niepokoje. Może zatem warto rozważyć „opcję zero".

Taką opcję zastosowano już w głośnych śledztwach: zabójstwa gen. Marka Papały czy porwania Krzysztofa Olewnika, kiedy stało się jasne, że sprawy zabrnęły w ślepą uliczkę, pozostawiając niesmak po serii kompromitujących wpadek.

Śledztwo smoleńskie, choć nieporównywalnie większe, wydaje się zmierzać podobną drogą, zarówno w sferze ustalania faktów, dochodzenia do prawdy, jak i komunikacji prokuratury z opinią publiczną. Dodajmy, komunikacji niezwykle ważnej ze względu na ładunek emocji społecznych. A patrząc na ostatnie poczynania prokuratury wojskowej, nadzieja na to, że coś się zmieni na lepsze, słabnie. Jak pokazują badania po pięciu latach śledztwa opublikowane w poniedziałek w „Rzeczpospolitej", rośnie liczba Polaków przekonanych o tym, że przyczyny tragedii nie zostały wyjaśnione. Tak sądzi już ponad połowa respondentów.

Trzeba zimnej krwi

Nie ulega wątpliwości, że wyciek z odczytanych na nowo stenogramów z kokpitu Tu-154M uderza przede wszystkim w rzetelność i wiarygodność prowadzonego śledztwa,  ale również w wiarygodność państwa jako całości. Trudno zrozumieć, dlaczego prokuratorzy prowadzący tę sprawę oraz ich przełożeni nie byli w stanie upilnować zgromadzonych dowodów, pozwalając je łatwo wykorzystać w politycznej grze.

Bo jaką po tym wydarzeniu mamy pewność, że za kilka miesięcy, np. w czasie kampanii  parlamentarnej,  nie wycieknie inny dokument wywracający dotychczasowe ustalenia, ponieważ ktoś czegoś nie dopilnował lub dopilnować nie chciał?

Może zatem potrzebne są nowe, świeże spojrzenie na śledztwo i zimna krew. Ostatnie wydarzenia pokazują, że jednego i drugiego wojskowym zaczyna brakować. Mamy w zamian prokuraturę rozglądającą się na boki, spanikowaną, sprawiającą wrażenie, że ważniejsze stało się to, co powiedzą w telewizji, niż dobro samego śledztwa.

Gdzie jest dobro śledztwa

Po ujawnieniu dokumentów przez RMF FM mieliśmy do czynienia z niekonsekwentnym, wręcz kuriozalnym zachowaniem prokuratury, niedopuszczalnym w żadnej - nawet drobnej - sprawie. Bo oto śledczy odmówili wglądu w nowe stenogramy i na konferencji prasowej dość chaotycznie podważyli rzetelność przedstawionych przez rozgłośnię informacji, zaznaczając, że do czasu zakończenia analizy i oceny nie zostaną ujawnione ani poprawne fragmenty stenogramów, ani komentarze do tych już upublicznionych w mediach.

Dwa dni później stała się rzecz nieoczekiwana: prokuratura wojskowa opublikowała dwie ekspertyzy zawierające m.in. zapis rozmów z kokpitu Tu-154M. Była wśród nich ta sama opinia, którą wcześniej upubliczniło Radio RMF FM. Jak tłumaczyli śledczy, zdecydowali się na ujawnienie ekspertyz „w związku z nieprawdziwymi, mylącymi bądź nieprecyzyjnymi informacjami dotyczącymi części opinii biegłych".

Inaczej mówiąc, prokuratura rzuciła  opinii publicznej dwa dokumenty, również ten, którego rzetelność kwestionowała.  Komunikat był prosty: sami oceńcie, wybierzcie, co jest prawdą, a co nie, a nam dajcie spokój.

Ani o krok nie przybliżyło to nas do prawdy o przyczynach katastrofy. Szum medialny oraz społeczne i polityczne emocje są jedynym skutkiem prokuratorskiej akcji.

To pokazuje, że mimo upływu pięciu lat od katastrofy śledczy nie przyjęli żadnej trwałej strategii komunikowania się ze społeczeństwem. A mogli konsekwentnie, transparentnie, zrozumiale przekazywać informacje o postępach śledztwa (z wyjątkiem informacji zagrażających jego dobru), ograniczając do minimum wszelkie przecieki czy spekulacje. Tymczasem po ostatnich wydarzeniach wydaje się, że jedyną strategią jest działanie ad hoc, pod wpływem emocji, chwili. Skutek jest opłakany, podważa wiarygodność śledztwa i prokuratury.

Oczywiście sprawy komunikacyjne to nie wszystko. Konto wojskowych śledczych obciążają nie tylko współodpowiedzialność za niepokoje w związku z wyciekiem dokumentów ze śledztwa, ale równie poważne wcześniejsze zaniedbania, jak choćby nieprzeprowadzenie oględzin i sekcji zwłok ofiar katastrofy po przetransportowaniu ich do kraju. Ekshumacja ciała Anny Walentynowicz i innych ofiar pokazuje, z jak wielkimi zaniedbaniami i lekceważeniem podstawowych procedur mieliśmy do czynienia zaraz po 10 kwietnia 2010 roku.

Czas na nowe rozdanie

Może błąd popełniono na samym początku, powierzając sprawę prokuratorom wojskowym, którzy mają znacznie mniejsze doświadczenie w prowadzeniu dużych, wielowątkowych śledztw, a to smoleńskie jest z najwyższej półki. Trudno przecież wymagać doświadczenia od śledczych prowadzących dotąd postępowania garnizonowe. I mimo ich niewątpliwego zaangażowania, chęci być może oddanie śledztwa w ręce prokuratorów cywilnych dałoby mu nową jakość, impet.

Czy to dziś możliwe? Sprawa nie jest prosta. Nieoficjalnie mówi się, że śledztwo smoleńskie jest jednym z głównych powodów, dla których utrzymywane są struktury prokuratury wojskowej. Struktury te, według planów sprzed wielu lat, miały być zlikwidowane wraz z sądownictwem wojskowym (po czym włączone w struktury powszechne). Takie przymiarki robił m.in. były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, który obliczył, że w ciągu dziesięciu lat taka operacja dałaby nawet miliard złotych  oszczędności. Wydawać się mogło, że taka korzyść dla budżetu nie powinna budzić sprzeciwu. Gowin okroił tylko, zresztą z marnym skutkiem,  sądownictwo cywilne. Wojskowego nie dotykał.

Mimo pięciu lat śledztwa i kilku kompromitujących wpadek i wycieków wiemy o sprawie niewiele więcej, a koszmarny sposób komunikacji, chaotyczny i niezrozumiały, prowadzi jedynie do wzrostu niepokojów społecznych i wykorzystania śledztwa do politycznych celów. Może więc przyszedł już czas, aby rozważyć nowe otwarcie.

Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"