Krawczyk: zmiany w sądownictwie poszły zbyt daleko

Nowi sędziowie i promująca ich neoKRS nie wykazują się niezbędną niezależnością.

Aktualizacja: 05.10.2019 16:28 Publikacja: 05.10.2019 00:01

Krawczyk: zmiany w sądownictwie poszły zbyt daleko

Foto: 123RF

W ostatnim czasie na łamach „Rz" pojawiło się kilka artykułów nowych sędziów SN wywodzących, że: TSUE nie ma legitymacji do oceny stopnia upolitycznienia neoKRS i że nowi sędziowie są niezależni (Marek Dobrowolski, „Sędzia SN: zarzuty dot. sędziów SN nie znajdują oparcia w rzeczywistości", „Pytania prejudycjalne zmierzają do wciągnięcia TSUE w polski spór ustrojowy poprzez ominięcie TK"), tudzież że u sąsiadów też są mankamenty procesów nominacyjnych (Antoni Bojańczyk „U sąsiadów nie jest idealnie"). Intencja publikacji była jasna: wykazać, że nominaci w SN orzekają legalnie, a kwestionowane przez rzecznika TSUE reformy PiS nie odbiegają od średniej UE i są konstytucyjne.

Manipulacja składami

Wypada wzruszyć ramionami, gdy sędzia SN powołuje się na ustrojową rolę TK, a gołym okiem widać manipulacje w wyznaczaniu składów i nadmierne uzależnienie polityczne tej instytucji od partii rządzącej. Zamiana w październiku 2015 r. sędziów wybranych przez Sejm VII kadencji na „własnych" sędziów (bez należytej podstawy i uzasadnienia prawnego, przy czym co do trzech również mimo legalności ich desygnacji przez poprzedni Sejm) była przejawem filozofii politycznej: kadry mają partii zapewnić przychylne wyrokowanie, nawet kosztem zastrzeżeń do ich legitymacji – co zresztą wspominał już w 2007 r. A. Lepper, gdy mówił, że J. Kaczyński chce obsadzić Trybunał sędziami „którzy nie zawiodą". Gwoli rzetelności nadmieńmy, że ta sama filozofa przyświecała poprzedniej ekipie, gdy wybierała dwóch sędziów TK „na zapas".

W wypadku sądu konstytucyjnego takie myślenie dotyczyło nie tylko polityków PiS. Odesłanie wkrótce potem części sędziów SN i sądów powszechnych (zwłaszcza wyższych szczebli) na przymusową emeryturę, przy ogromnym powiększeniu SN (do 125 sędziów) oraz utworzenie w nim dwóch izb na bazie wyłącznie nowych sędziów, wykazuje taką analogię w schemacie działania z losem Trybunału Konstytucyjnego, że naiwnością trąci twierdzenie, iż tym razem chodzi o co innego.

Potrzeby kadrowe obu izb SN wyraźnie przeszacowano (co widać po statystyce). Nieprzypadkowo zerwano z wieloletnią tradycją, aby sędziowskich przedstawicieli do Krajowej Rady Sądownictwa wybierali sami sędziowie, a politykom partii rządzącej przyznano decydujący wpływ na ten proces. Nawet przy zmianie co do „sędziowskiej" części KRS na jej wybór głosami polityków można było każdemu z pięciu klubów poselskich i parlamentarnych przyznać możliwość obsadzenia trzech miejsc sędziowskich, co zapewniłoby względną neutralność polityczną. Nie bez przyczyny PiS zagwarantował ich jednak sobie aż dziewięć, co z „niesędziowskimi" członkami stwarza już niezbędną większość do przeforsowania każdej decyzji w Radzie.

Nieprzypadkowo instytucjonalnie skorumpowano też sędziów z neoKRS, powołując większość na stanowiska funkcyjne w sądach, dając różne dodatki finansowe i możliwość szybkiego awansu na wyższe szczeble. Chodziło o szybkie przeforsowanie zmiany personalnej na szczytach sądownictwa, wielokrotnie przekraczającej to, co można jeszcze podciągnąć pod „mandat demokratyczny". Po niej nie będzie trzeba wydawać wytycznych czy poleceń, bo obsadzi się te organy „właściwie myślącymi".

Ale szybkość uzyskano kosztem ogromnych kontrowersji prawnych. Pomijając zastrzeżenia konstytucyjne, problemy z ujawnieniem list poparcia do Rady da się uzasadnić tylko fundamentalnymi brakami w legalności lub rzetelności całej procedury: nieprawidłowościami w liczbie podpisów, powtarzaniem się tych samych nazwisk lub sytuacjami, gdy za poparcie kandydata do Rady podpisujący załatwiał sobie awans, będąc potem pozytywnie zarekomendowanym w kontrowersyjych konkursach do neoKRS. Każda z tych ewentualności dodatkowo zdyskwalifikuje nowy zaciąg. Tym uzasadnić należy zaciekły opór zarówno polityków PiS, członków neoKRS, jak i dużej części sędziów z tych list przed ujawnieniem ich zawartości.

Czytaj także: KRS punktuje sędziów - hejterów

Przewrót kadrowy w SN

Kluczowy był nabór do SN, gdzie zarówno skala, tryb, kryteria, jak i treść rekomendacji (choćby skład Izby Dyscyplinarnej SN), jasno wskazują, że chodziło o personalne obsadzenie organu w skali, która uczyni go powolnym obecnej opcji rządzącej. Dostrzegł to rzecznik TSUE, gdy wskazał na brak niezależności organu pełniącego funkcję KRS i związaną z tym wadliwość nominatów w SN. To zależność co najmniej pośrednia: powołani na podstawie kryterium „właściwych" poglądów z jednej strony mogą uwzględniać sugestie polityków partii rządzącej (co da się obserwować w TK), a z drugiej będą na podstawie swoich przekonań orzekać w oczekiwany przez nią sposób. W sytuacji powoływania sędziów wedle kryteriów wyłącznie merytorycznych losowo pojawia się pluralizm poglądów, który nie grozi nadmiernym przechyłem ideologicznym. Rezultatem obecnych zmian ma być obsadzenie 2/3 składu SN i dużej liczby etatów w NSA i sądach powszechnych sędziami o określonych przekonaniach, rzekomo w ramach „mandatu demokratycznego". Faktycznie z jasnym celem zablokowania tych miejsc również na przyszłość, po rządach obecnej opcji. Gdy bowiem PiS straci władzę, ile wolnych miejsc w SN pozostanie do zapełnienia ewentualnej opozycji? Musiałaby się ona zadowolić ledwie kilkoma, które w tym czasie się zwolnią czy też – śladem PiS – dalej powiększać SN do absurdalnych rozmiarów, pozostawiając na uboczu kwestię, czy byłaby w ogóle zainteresowana kontynuowaniem budowy sądownictwa akurat w oparciu o rekomendację partyjną oraz pożądany przez nią światopogląd nominatów. Skądinąd, przy takiej skali przejęcia SN i wyższych stanowisk sędziowskich ów demokratyczny mandat nowych nominatów wygaśnie po zmianie władzy.

Wróćmy do rozważań, ile miejsc, przy rozmiarach aktualnych zmian, będą tam mogli w przyszłości obsadzić następcy i co zrobią w razie stwierdzenia, że ta liczba ich nie satysfakcjonuje – zwłaszcza mając na względzie zastrzeżenia do legalności obecnego trybu i paletę możliwości podważania skuteczności nominacji. Nie jest przypadkiem, że oddano decyzję o ważności wyborów w ręce wyłącznie nowych sędziów SN.

Jak Trump

Widać tu zresztą podobieństwo do działań obecnego prezydenta USA, który w skali wielokrotnie przekraczającej praktyki poprzedników zaczął do sądów federalnych różnych szczebli powoływać młodych, białych sędziów, o konserwatywnych poglądach, w tym 37 -letnią, najmłodszą w historii (w kraju, w którym sędzia był zawsze „koroną zawodu"!). Już się mówi, że owe „dziedzictwo Trumpa" na lata zdominuje sądownictwo amerykańskie – także na okres, gdy rządy przejmą demokraci. Różnica polega jednak na tym, że sędziowie amerykańscy nie muszą stosować równolegle prawa unijnego, a do tego w świetle prawa amerykańskiego owe nominacje, poza ich liczbą i charakterem, nie dostarczają też większych zastrzeżeń od strony formalnej.

Nie ma racji sędzia Dobrowolski, gdy wskazuje na brak mandatu demokratycznego Trybunału Sprawiedliwości UE, podważając pośrednio jego legitymację do badania polskiego sądownictwa. Obecnie 47 (docelowo 56) sędziów TSUE, pochodzących z każdego z 28 krajów Wspólnoty, o różnej kulturze, historii, rozwoju społecznym i gospodarczym, do tego desygnowanych kadencyjnie przez zmieniające się w czasie rządy, mimo politycznego ich wyboru gwarantuje (patrząc w skali całej UE) niezbędny demokratyczny mandat i pluralizm poglądów. W tym gronie obecne rządy Polski i Węgier są bodaj najbardziej konserwatywne i eurosceptyczne (wyłączając Wielką Brytanię), a najmniej liberalne. Reszta Europy w większym stopniu nakierowana jest na postępującą integrację, także w sferze instytucjonalnej i prawnej. Teoretycznie państwa członkowskie mają autonomię w organizacji wymiaru sprawiedliwości. Nadal jednak ciąży na nich powinność zapewnienia środków skutecznej ochrony prawnej, a sądy krajowe mają też gwarantować prawidłowe stosowanie prawa europejskiego, będąc przecież zarazem sądami unijnymi. Jest to zagrożone, gdy instytucjonalnie bądź personalnie eurosceptyczne i nieliberalne państwo narodowe będzie chciało wpływać na sędziów (postępowaniami dyscyplinarnymi, ograniczeniami w awansach, orzecznictwem SN itp.), by ci jednak orzekali... mniej europejsko. W dłuższej perspektywie zagrażałoby to od strony prawnej swobodzie przepływu usług, osób, kapitału i towarów, czyli fundamentom całej Wspólnoty. Coraz częściej obserwujemy przypadki tworzenia przez posłów PiS prawa wyraźnie niekompatybilnego ze standardami międzynarodowymi i ugruntowanym orzecznictwem ETPCz i TSUE, wyrosłym na gruncie choćby art. 6 ust. 1 EKPCz (np. co do wykorzystania dowodów z zatrutego drzewa, obecności oskarżonego na rozprawie, bezwzględnej kary pozbawienia wolności, sprzeciwu prokuratora wobec zwolnienia podejrzanego w razie nieuwzględnienia wniosku aresztowego).

Iluzoryczne szanse

Szanse na zakwestionowanie tych rozwiązań w zdominowanym przez PiS Trybunale Konstytucyjnym ocenić należy jako iluzoryczne. Obsadzenie zatem SN w dużej liczbie sędziami o poglądach eurosceptycznych i pozytywistycznych, odwołujących się bezkrytycznie do domniemania konstytucyjności (bo przecież na tej zasadzie startowali w kontrowersyjnych warunkach naboru, mimo widocznego gołym okiem stanu obecnego TK), stwarza zagrożenie dla prawidłowej implementacji norm europejskich i międzynarodowych w polskim porządku prawnym. Co z tego, że sąd powszechny będzie niezawisły i prawidłowo zastosuje prawo międzynarodowe, jeśli za moment eurosceptyczny sędzia z nowego zaciągu SN uchyli taki wyrok? Tym bardziej będzie ona zagrożona, gdy towarzyszy temu konstruowanie sądownictwa dyscyplinarnego wyłącznie z udziałem podobnie myślących sędziów Izby Dyscyplinarnej SN (patrząc na skład owej izby), nastawionego na karanie sędziów także za wydawanie nieprawomyślnych orzeczeń. Casus sędzi Czubieniak słusznie został nagłośniony. W jej ukaraniu chodziło przecież o to, że podświadomie przyjęła ona w orzeczeniu standard, który już funkcjonuje w prawie unijnym, a nie został jeszcze zaimplementowany do polskiej procedury karnej. W rezultacie formalnie naruszyła przepisy krajowe. Dla narodowo zorientowanego składu Izby Dyscyplinarnej SN okazało się to wystarczające dla jej przykładnego ukarania. Bez znaczenia tu pozostaje podkreślany przez sędziego Dobrowolskiego brak przesłanek dla wniosku, że – poza tym incydentem – aktualne orzecznictwo SN pozostaje jakoś zależnym od większości parlamentarnej. Do czasu wyroku TSUE trudno logicznie oczekiwać, że nowe izby SN rozwiną pełnię swoich możliwości, mając na uwadze podnoszone zastrzeżenia prawne do legitymacji do orzekania i związany z tym psychologiczny opór dla zbyt kontrowersyjnego orzekania. Dostrzec już jednak można np. uwypuklanie faktu, że jeśli są w sprawie jakieś wątpliwości konstytucyjne, to jest od ich rozstrzygania Trybunał Konstytucyjny (bez próby krytycznej analizy, czym się on stał obecnie).

Powoływanie się przez sędziego Bojańczyka na rozwiązania funkcjonujące w innych krajach UE jest o tyle zwodnicze, że też np. w Niemczech są głosy krytykujące nadmierne upolitycznienie procesów nominacyjnych (ostatnio jeden z tamtejszych sędziów również wystąpił z pytaniem prejudycjalnym do TSUE). Co ważniejsze jednak, poza Polską (i Węgrami) nie ma innego kraju w Unii Europejskiej, w którym w krótkim okresie tylko jedna strona sceny politycznej zechciała ewidentnie z powodów czysto ideologicznych wymienić 2/3 składu swojego sądu najwyższego, sporą grupę sędziów odpowiednika naszego NSA oraz dużą grupę sędziów na najwyższych stanowiskach w sądach powszechnych i administracyjnych. Do tego bazowała tu na upolitycznionym oraz nietransparentnym procesie nominacyjnym, odchodząc do tego od dotychczas ugruntowanej wieloletniej praktyki, że o nominacjach sędziowskich decydowali sami sędziowie. Nie będzie dziwne, jeśli właśnie na kumulację wspomnianych okoliczności zwróci szczególną uwagę orzeczenie TSUE, konstruujące wspólny dla całej Unii standard nominacji sędziowskich. Argumentowanie o swojej niezależności, „demokratycznej legitymacji" tudzież porównywanie obecnych rozwiązań z innymi krajami UE bez próby zmierzenia się z tymi kwestiami czyni oczywiście niepełnymi wywody nowych sędziów SN.

Bezstronność kluczowa

Pamiętać należy, że w pracy sędziego bezstronność jest kluczem do jego prawa do orzekania. Sędzia, co do którego istnieją uzasadnione wątpliwości, że może nie pozostać bezstronnym, podlega wyłączeniu od rozpoznania sprawy. Nie jest istotne, jaki wyda wyrok, ale czy w ogóle stwarza obawę, że może w danym układzie nie orzec w pełni obiektywnie. Do tego właśnie „wrażenia" (zresztą pojęcia pojawiającego się już we wcześniejszych orzeczeniach TSUE) odwołał się w swojej opinii rzecznik TSUE, co było w tym wypadku zabiegiem w pełni uprawnionym. To ono prowadzi do wniosku, że z racji przyjętego trybu i skali zmian oraz ich celów nowi sędziowie promowani dzięki neoKRS, podobnie jak sama Rada, nie wykazują się niezbędną niezależnością z punktu widzenia standardów europejskich. Radykalizm obecnych zmian poszedł w tym przypadku zbyt daleko.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Łodzi

W ostatnim czasie na łamach „Rz" pojawiło się kilka artykułów nowych sędziów SN wywodzących, że: TSUE nie ma legitymacji do oceny stopnia upolitycznienia neoKRS i że nowi sędziowie są niezależni (Marek Dobrowolski, „Sędzia SN: zarzuty dot. sędziów SN nie znajdują oparcia w rzeczywistości", „Pytania prejudycjalne zmierzają do wciągnięcia TSUE w polski spór ustrojowy poprzez ominięcie TK"), tudzież że u sąsiadów też są mankamenty procesów nominacyjnych (Antoni Bojańczyk „U sąsiadów nie jest idealnie"). Intencja publikacji była jasna: wykazać, że nominaci w SN orzekają legalnie, a kwestionowane przez rzecznika TSUE reformy PiS nie odbiegają od średniej UE i są konstytucyjne.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi