Dyskusje na temat reformy systemu dowodzenia NATO toczą się już od dłuższego czasu. Trwają również przygotowania do wprowadzenia zmian (szkoda tylko, że nie bardzo wiadomo jakich) w polskim systemie kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi. Równolegle następują bardzo istotne zmiany w charakterze zagrożeń w naszym regionie, na wschodniej flance NATO. Dla nikogo nie jest już tajemnicą, że między Rosją a Zachodem trwa nowa (hybrydowa) zimna wojna.
Polska jest na pierwszej linii tej konfrontacji; nasz kraj w pierwszej kolejności zagrożony jest ewentualną agresją. Dlatego jesteśmy szczególnie zainteresowani sprawnym i skutecznym reagowaniem zarówno naszych, jak i sojuszniczych wojsk na te zagrożenia.
Zależy to w znacznej mierze m.in. od dobrze zorganizowanego systemu najwyższego dowodzenia operacyjnego na wschodniej flance. Dlatego też tak ważna jest dyskusja nad odpowiednim usprawnieniem tego systemu, poprawieniem obecnie obowiązujących rozwiązań.
W jedności siła
Moim zdaniem należy rozważyć pomysł ustanowienia regionalnego połączonego dowództwa operacyjnego sił pierwszego rzutu strategicznego NATO na kierunku północno-wschodnim (Polska i kraje bałtyckie). Minął już czas jednorzutowego, „płaskiego” ugrupowania strategicznego sojuszu, typowego dla pozimnowojennych warunków politycznych i strategicznych, które wymagają prowadzenia najczęściej małych operacji o niskiej intensywności.
Dowództwo takie powinno zostać zbudowane na bazie polskiego najwyższego dowództwa operacyjnego, przez rozwijanie go w sojusznicze dowództwo wielonarodowe na czas zagrożenia i wojny. Polski dowódca narodowy powinien się jednocześnie stać dowódcą sojuszniczym. Jest to tzw. zasada podwójnego kapelusza, znana i praktykowana np. w wydaniu amerykańskim lub w ramach współpracy pomiędzy NATO a Unią Europejską.