Jarosław Makowski: Trudny zielony katolicyzm

Dlaczego, mimo nauki papieża Franciszka, wciąż wielu katolików podważa negatywny efekt zmian klimatu? – pyta publicysta, filozof i polityk Koalicji Obywatelskiej.

Publikacja: 29.07.2019 18:29

Jarosław Makowski

Jarosław Makowski

Foto: Daniel Bodzenta/East News

Sprawa kryzysu klimatycznego nie schodzi z pierwszych stron gazet. Nie tylko dlatego, że na własnej skórze i poprzez własny portfel odczuwamy jego skutki. Nie tylko dlatego, że 13-letnia Inga i jej koledzy z całej Polski ogłosili wakacyjny strajk klimatyczny, wzywając polityków do działania. Ale także dlatego, że religijna prawica – wbrew ustaleniom naukowców i etycznemu wezwaniu Franciszka do zmiany życia – neguje zmiany klimatyczne.

Zacznijmy od naukowców czy amerykańskich agencji rządowych, które biją na alarm. Mowa choćby o prof. Michaelu E. Mannie z Uniwersytetu Stanu Pensylwania, który uważa, że walka ze zmianami klimatu winna przypominać mobilizację w czasie wojny. Z jego ustaleniami korespondują wyniki analiz agencji US Global Change Research Program. Jakie już dziś mamy konsekwencje zmian klimatu?

Nie tylko Indie

Po pierwsze, przez niespotykane fale upałów najbardziej cierpią rolnicy i branże związane z morzem. Zakwaszanie oceanów oraz szybko powiększające się w nim strefy beztlenowe niszczą morską florę i faunę.

Po drugie, zmiany klimatu zwiększają liczbę konfliktów na naszej planecie. Migracje ludzi, którzy pukają do naszych drzwi, to również efekt ucieczki przed głodem, gdyż w rejonach ogarniętych suszami nie sposób żyć.

Po trzecie, upały stwarzają sprzyjające warunki dla rozprzestrzeniania się chorób roznoszonych przez komary i kleszcze. Mowa o rozmaitych wirusach przenoszonych przez owady. Nie wspominając już o zwiększonym z uwagi na wyższą temperaturę ryzyku zawałowym wśród starszych osób.

Po czwarte, kurczą się nam zasoby wody pitnej. Nie tylko gdzieś daleko, np. w Indiach, gdzie upały dochodzą do 50 st. C., ale też w Polsce. Stan wody naszych rzek i jezior jest dramatyczny. To są fakty, z którymi trudno dyskutować.

Ale w podobnie alarmistycznym tonie obraz świata, który odsłania się w wyniku zmian klimatu, kreśli papież Franciszek w swej „zielonej encyklice" zatytułowanej „Laudato si'" (z łac. Pochwalony bądź). Stwierdza w niej, że „klimat jest dobrem wspólnym, wszystkich i dla wszystkich". Dodaje, iż istnieje „bardzo solidny konsensus naukowy wskazujący, że mamy do czynienia z niepokojącym ociepleniem systemu klimatycznego". A to oznacza, że zmiany klimatyczne są „problemem globalnym, z poważnymi następstwami ekologicznymi, społecznymi, ekonomicznymi, politycznymi oraz dotyczącymi podziału dochodów i stanowią jedno z największych wyzwań dla ludzkości".

Dlaczego więc wciąż wielu katolików, mimo konsensusu naukowego w sprawie zmian klimatu, jak i moralnego wezwania Franciszka, nie wierzy w ich negatywny efekt, który może doprowadzić gatunek ludzki do katastrofy?

Po pierwsze, używamy starego języka opisującego nasz świat. A przecież to, jak mówimy, wpływa na to, jak działamy. Franciszek proponuje nowy słownik teologiczny. Tyle że on z trudem się przebija. Kluczowe papieskie słowo to „troska". Pojawia się ono w encyklice w kontekście innych słów kluczy: „czułości", „współczucia", „sprawiedliwości" i „ochrony". Gdy papież analizuje styl działania swojego patrona, św. Franciszka z Asyżu, pisze, że w jego czynach „nierozerwalnie połączone są troska o naturę, sprawiedliwość wobec biednych, zaangażowanie społeczne i pokój wewnętrzny".

Zielony papież

Ale na tym nie koniec. W podtytule encykliki jest drugie pojęcie klucz nowego słownika Franciszka. To słowo „dom". Dom to bezpieczeństwo, ciepło, spokój, bliskość. O dom się troszczymy. Dlatego Franciszek mówi wprost: „Ziemia to nasz dom". Sęk w tym, że – jak pisze – „nigdy nie traktowaliśmy tak źle i nie okaleczyliśmy tak naszego wspólnego domu, jak miało to miejsce w ciągu ostatnich dwóch stuleci".

Dzieje się tak dlatego, i to po drugie, gdyż tkwimy w okowach nie tylko starego języka, ale i starej teologii, odwołując się wciąż do zdania z Księgi Rodzaju: „Czynić sobie ziemię poddaną!" (Rdz 1, 28). Szkolna teologia mówi tyle: Bóg dał człowiekowi, „koronie stworzenia", ziemię we władanie. Dał mu ją na własność, aby człowiek ją okiełznał, opanował, eksploatował... Celem nadrzędnym w takim ujęciu są szczęście i komfort życia człowieka, który – by je osiągnąć – musi naturę kolonizować, gdyż stawia ona opór.

Oto, mówi papież, logika myślenia, na której zrodził się „despotyczny antropocentryzm". Człowiek w tym obrazie jawi się nie jako „czuły ogrodnik", ale właśnie „despotyczny zarządca". Franciszek powie: „Nie jesteśmy Bogiem. Ziemia istniała wcześniej niż my i została nam dana". Koniec zatem z toporną „teologią panowania". Panować, nie znaczy dominować. Panować, znaczy troszczyć się o nasz wspólny dom, chronić go, dbać o niego. Dom, którym jest Ziemia.

Po trzecie, kryzys klimatyczny pociąga za sobą kryzys kulturowy i etyczny. Taki sam stosunek, jaki człowiek ma wobec Matki Ziemi, czyli destrukcyjny, ma również wobec innych ludzi. „Obojętność lub okrucieństwo wobec innych stworzeń tego świata zawsze w jakiś sposób przekłada się na sposób traktowania innych ludzi" – notuje Franciszek. Ta sama logika „użyj i wyrzuć", która jest praktykowana wobec naszej planety, jest praktykowana wobec bliźnich. A pierwszymi ofiarami kryzysu klimatycznego nie są bogaci, ale biedni: ci, którzy są zepchnięci na margines życia społecznego.

Huragan nierówności

Dramatyczny los „ludzi-odpadów", „ludzi-odrzutów" czy też „ludzi na przemiał" szczegółowo przeanalizował Zygmunt Bauman w książce „Życie na przemiał". Książka polskiego socjologia miała charakter profetyczny. W 2005 roku cały świat przyglądał się, jak huragan Katrina niszczy Nowy Orlean. Zobaczyliśmy, jak prywatyzacja sektora publicznego w USA czyni państwo bezbronnym wobec naturalnych kataklizmów. Widać było jednocześnie, że to biedni i wykluczeni stają się ofiarami bezosobowej, niszczycielskiej siły natury. Jeśli jesteś biedny, możesz się spodziewać, że nie zostaniesz ewakuowany. Nie masz przecież pieniędzy, by za taką ewakuację zapłacić, by ktoś przetransportował cię w bezpieczne miejsce, z dala od katastrofy.

Co więcej, paradoks polega na tym, że biedni nie chcą opuszczać „domów", gdyż zazwyczaj jest to cały dobytek, jaki posiadają. Inaczej ludzie bogaci lub – jak nazywa ich polski socjolog – „globalni turyści": nie dość, że mieli ubezpieczone domy, to jeszcze, dzięki swej mobilności, mogą bez większych szkód rozpocząć nowe życie w innym, bezpiecznym miejscu naszej planety. Jasne, że żywioł i zniszczenia, jakie niosła ze sobą Katrina, nie czyniły różnicy między bogatymi czy biednymi. Ale konsekwencje dla jednych i drugich były zgoła odmienne.

Krytycy papieskiego sposobu myślenia, w tym duża część katolików, mają jednak przygotowaną mantrę: „Nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Jedno trzęsienie ziemi więcej, »powódź stulecia« czy ledwo zauważalne ocieplenie klimatu to za mało, by mówić o radykalnej degradacji naszej planety. Nie ma powodu, byśmy cokolwiek w naszym stylu życia i planowaniu przyszłości musieli zmieniać". I dodają: „Przyszłość będzie taka jak teraźniejszość, tylko lepsza. Postęp trwa".

To przejaw naiwności i ślepoty. Ale i szansy. Bo kryzys klimatyczny, który dotyka każdego z nas, nie ma znaczenia, jakie masz poglądy polityczne, religijne, obyczajowe, może stać się punktem, by odnowić pojęcie solidarności. A Kościół, mając do dyspozycji Franciszkowy tekst, nowy język, który zarysował on w swej encyklice, ma narzędzia, by zbudować między Polakami „zieloną solidarność". Dlatego zielony katolicyzm, który mogliby zacząć głosić nasi duszpasterze, jest nam potrzebny nie tyle do zbawienia, ile do ocalenia naszego życia.

Jarosław Makowski – publicysta, filozof, teolog, radny miasta Katowice. W 2018 r. kandydował na prezydenta Katowic z ramienia Koalicji Obywatelskiej i uzyskał drugi wynik. Jest także dyrektorem Muzeum Ziemi Kozielskiej. Ostatnio opublikował książkę „Pobudka Kościele!" (2018)

Sprawa kryzysu klimatycznego nie schodzi z pierwszych stron gazet. Nie tylko dlatego, że na własnej skórze i poprzez własny portfel odczuwamy jego skutki. Nie tylko dlatego, że 13-letnia Inga i jej koledzy z całej Polski ogłosili wakacyjny strajk klimatyczny, wzywając polityków do działania. Ale także dlatego, że religijna prawica – wbrew ustaleniom naukowców i etycznemu wezwaniu Franciszka do zmiany życia – neguje zmiany klimatyczne.

Zacznijmy od naukowców czy amerykańskich agencji rządowych, które biją na alarm. Mowa choćby o prof. Michaelu E. Mannie z Uniwersytetu Stanu Pensylwania, który uważa, że walka ze zmianami klimatu winna przypominać mobilizację w czasie wojny. Z jego ustaleniami korespondują wyniki analiz agencji US Global Change Research Program. Jakie już dziś mamy konsekwencje zmian klimatu?

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem