Błędna interpretacja fenomenu Nawalnego

Nawalnemu zarzuca się, że nie jest nieskazitelnym demokratą. Czy cel w postaci pozbawienia Putina władzy uświęca środki? – rozważa niemiecki historyk i politolog.

Publikacja: 03.03.2021 21:00

„Nawalny wydaje się postrzegać Rosję raczej jako część sfery europejskiej niż euroazjatyckiej”.

„Nawalny wydaje się postrzegać Rosję raczej jako część sfery europejskiej niż euroazjatyckiej”.

Foto: AFP

W związku z niedawną transformacją moskiewskiego działacza antykorupcyjnego Aleksieja Nawalnego w pierwszoplanową postać najnowszej historii Rosji na całym świecie wzrosło zainteresowanie jego biografią. Zagłębianie się w przeszłość Nawalnego sprawiło jednak, że wielu obserwatorów zaczęło sceptycznie podchodzić do tego polityka rosyjskiej opozycji. W doniesieniach prasowych i politycznych komentarzach często przywoływane są jego dawne – wyraźnie nacjonalistyczne – wypowiedzi. Zwłaszcza na Ukrainie niejasne stanowisko Nawalnego w sprawie niepodległości tego kraju i przyszłości przyłączonego do Rosji Krymu wywołało duży pesymizm co do skutków ewentualnego umocnienia się jego politycznego znaczenia.

Ogólna sympatia do Nawalnego, pozbawiona jednak pełnego politycznego poparcia, daje się odczuć zresztą nie tylko w Kijowie. Byłby on – mówi się – z pewnością lepszym prezydentem Rosji niż Putin. Jednak biorąc pod uwagę jego ambiwalentną biografię i jej nacjonalistyczne elementy, przyszła Rosja pod jego ewentualnymi rządami mogłaby pozostać odległa od prawdziwej liberalnej demokracji. Z tego punktu widzenia zagraniczne poparcie dla Nawalnego może wynikać z ogólnej troski o prawa opozycji politycznej w Rosji. Jednak w mniejszym stopniu podyktowane jest i powinno być nadzieją na zasadniczo inną Rosję pod rządami Nawalnego.

Gorzka lekcja historii

Wobec dawnych nacjonalistycznych i imperialistycznych wypowiedzi rosyjskiego opozycjonisty mamy dobre powody, by postrzegać go właśnie w ten sposób. Na Ukrainie istnieje stare polityczne powiedzenie, które mówi, że „rosyjski liberalizm kończy się tam, gdzie zaczyna się ukraińska niepodległość". Wielu rosyjskich polityków i intelektualistów jest zwolennikami demokracji i wolności dla narodu rosyjskiego, ale stają się mniej tolerancyjni, gdy chodzi o prawa i wolności innych narodów w Rosji i wokół niej. Taka jest gorzka lekcja z rosyjskiej historii: gdy przychodzi co do czego, imperializm zwycięża z liberalizmem – czy to w sprawach wewnętrznych, czy polityce zagranicznej Kremla.

Ten ogólny sceptycyzm nie tylko wobec Nawalnego, ale też wobec całej rosyjskiej opozycji jest być może uzasadniony. Pomniejsza on jednak bezpośrednie znaczenie polityczne fenomenu Nawalnego.

Nie jest jeszcze jasne, jaka będzie jego przyszłość. W najgorszym wypadku może umrzeć w więzieniu, a w najlepszym (dla niego) może zostać kolejnym prezydentem Rosji lub może to być coś pomiędzy. Jednak niedawny wzrost jego popularności jest, uwzględniając wszystkie możliwe przyszłe scenariusze, dość niepokojący dla obecnego rosyjskiego reżimu politycznego. Pozornie zdrowa rezerwa wobec ideologii rosyjskiej opozycji nie docenia (a) roli kontekstu, (b) potencjału ewolucji i (c) transformacyjnej siły fenomenu Nawalnego w kontekście systemu politycznego Putina.

Neoimperialne marzenia

Po pierwsze, o ile niektóre nacjonalistyczne wypowiedzi Nawalnego – na przykład w odniesieniu do Gruzinów – są niewybaczalne, o tyle inne należy rozpatrywać w określonym kontekście. Na przykład odrzucenie przez Nawalnego idei natychmiastowego powrotu Krymu do Ukrainy, gdyby został on prezydentem Rosji, jest nie do przyjęcia dla większości Ukraińców. Jednak kontekst takich wypowiedzi leży w rozpowszechnionym wśród wielu Rosjan neoimperialnym marzycielstwie, będącym wynikiem putinowskiej propagandy ostatnich 20 lat.

Natychmiast po aneksji Krymu przez Rosję Nawalny stwierdził w artykule dla „ New York Timesa" z 19 marca 2014 r., że „Putin cynicznie podniósł nacjonalistyczny ferwor do poziomu gorączki; imperialistyczna aneksja jest strategicznym wyborem, mającym wzmocnić szanse przetrwania jego reżimu". Propozycja Nawalnego, by przeprowadzić na Krymie drugie referendum na temat przyszłości półwyspu, jest dla Kijowa propozycją niezadowalającą. Jednak już samo ogłoszenie takiego planu delegitymizuje putinowską grabież terytorium z 2014 r., ponieważ opierała się ona na pseudoreferendum, które kremlowscy satrapowie przeprowadzili na Krymie w marcu tego samego roku. Pomysł Nawalnego, by przeprowadzić kolejne, przypuszczalnie prawdziwe referendum, jest w rosyjskim kontekście politycznym absolutnym bluźnierstwem. Również inne ambiwalentne wypowiedzi Nawalnego mogą wydawać się mniej niepokojące, jeśli zostaną odpowiednio skontekstualizowane w ramach obecnego dyskursu publicznego w Rosji.

Po drugie, Nawalny przez lata przechodził i prawdopodobnie nadal przechodzi osobistą ewolucję od zwykłego aktywisty do narodowego lidera. Choć trudno powiedzieć, jak dalece i w jaki sposób będzie on ostatecznie ewoluował, to można mieć nadzieję, że będzie stawał się coraz bardziej dojrzały, umiarkowany i wyważony. Choć jego różne dawne nacjonalistyczne wypowiedzi powinny wzbudzać czujność Zachodu, trajektoria jego politycznej ewolucji nie musi doprowadzić go do stania się drugim Putinem czy Łukaszenką, jeśli kiedykolwiek zostałby rosyjskim prezydentem. O ile pobyt Putina w Niemczech Wschodnich w latach 1985–1990 nie zmienił przyszłego prezydenta w politycznego liberała, o tyle przymusowy pobyt Nawalnego jako pacjenta w zjednoczonych Niemczech w 2020 r. może mieć inne skutki. Nawalny wydaje się postrzegać Rosję raczej jako część sfery europejskiej niż euroazjatyckiej, można więc oczekiwać, że jego dalsza ewolucja polityczna – jeśli kiedykolwiek zajmie on wysokie stanowisko – będzie przebiegała pod wpływem norm i standardów unijnych.

Po trzecie i najważniejsze, politycznie kluczowym aspektem fenomenu Nawalnego jest nie tyle konkretna treść ideologiczna, którą reprezentuje, ile jego destrukcyjny wpływ na swoisty putinowski system władzy politycznej, osobistego patronatu, dominacji w sferze publicznej i opresji społecznej. Wzrost popularności Nawalnego w ciągu ostatnich miesięcy dał początek narodzinom alternatywnego politycznego centrum, które nie jest zakorzenione we wszechobecnych w putinowskim reżimie relacjach klientelistyczno-patronackich. Nawalny zbudował znaczne poparcie społeczne poza strukturami rządowymi Rosji, równolegle do sieci „starych kumpli" elity rządzącej i całkowicie niezależnie od Putina.

Śmiertelny wirus

Fenomen Nawalnego jest więc zupełnie inną historią niż powierzchownie uśmierzająca ból prezydentura Dmitrija Miedwiediewa w latach 2008–2012. Choć Nawalny ostro atakował Miedwiediewa, wizje polityczne obu polityków, przedstawiające Rosję jako kraj europejski, nowoczesny i demokratyczny, w istocie zbytnio się nie różnią. Miedwiediew jest reformatorem, ale jest też produktem i zakładnikiem putinowskiego systemu, który nie pozwolił mu wyjść poza własne ramy. Z kolei pozasystemowy fenomen Nawalnego jest potencjalnie śmiertelnym wirusem dla systemu Putina – nawet jeśli Nawalny nigdy nie zostanie prezydentem.

Podważając logikę putinowskiej piramidy władzy i model kontroli społecznej, fenomen Nawalnego stwarza szansę na odrodzenie się merytorycznego pluralizmu w rosyjskim krajobrazie partyjnym, mediach i życiu politycznym. Znaczenie takiej transformacji w rosyjskich relacjach pomiędzy państwem a społeczeństwem jest nie do przecenienia. Gdy krajowe kanały telewizyjne staną się ponownie platformą dla sensownego dziennikarstwa i debaty, wiele kluczowych epizodów i elementów w biografii i rządach Putina zostanie przeanalizowane na nowo – od jego początkowego awansu pod koniec lat 90. po zagraniczne eskapady w ciągu ostatnich 15 lat.

Brak alternatywy

Ostrożność w stosunku do Nawalnego będzie zasadna, jeśli kiedykolwiek wyjdzie on z więzienia i zdobędzie władzę polityczną. Dziś jednak jego polityczny awans i rodzący się ruch społeczny są jak lodołamacz w skorumpowanym rosyjskim systemie politycznym jako takim, a w szczególności wobec coraz bardziej represyjnych autorytarnych rządów Putina. Bardziej pluralistyczna i demokratyczna rosyjska polityka moderowałaby wewnętrzne i zagraniczne zachowania każdego przyszłego rosyjskiego rządu; w tym takiego, na którego czele stałby sam Nawalny.

Wobec braku – przynajmniej na razie – alternatywnej drogi do głębokich reform Nawalny zasługuje nie tylko na retoryczne współczucie. On sam i jego rodzący się ogólnonarodowy ruch opozycyjny powinni mieć pełne polityczne poparcie wszystkich, którzy mają nadzieję na nową rosyjską demokratyzację.

Tekst pierwotnie ukazał się na portalu forum.eu.
Autor jest politologiem, historykiem, tłumaczem z języka rosyjskiego. Związany jest z uczelniami wyższymi w Szwecji i na Ukrainie. Mieszka w Kijowie

W związku z niedawną transformacją moskiewskiego działacza antykorupcyjnego Aleksieja Nawalnego w pierwszoplanową postać najnowszej historii Rosji na całym świecie wzrosło zainteresowanie jego biografią. Zagłębianie się w przeszłość Nawalnego sprawiło jednak, że wielu obserwatorów zaczęło sceptycznie podchodzić do tego polityka rosyjskiej opozycji. W doniesieniach prasowych i politycznych komentarzach często przywoływane są jego dawne – wyraźnie nacjonalistyczne – wypowiedzi. Zwłaszcza na Ukrainie niejasne stanowisko Nawalnego w sprawie niepodległości tego kraju i przyszłości przyłączonego do Rosji Krymu wywołało duży pesymizm co do skutków ewentualnego umocnienia się jego politycznego znaczenia.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Bombowe groźby Joe Bidena. Dlaczego USA zmieniają podejście do Izraela?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Kto nie z nami, ten z Putinem? Radosław Sikorski sięga po populizm i demagogię
Opinie polityczno - społeczne
Jarosław Kuisz: Polacy, czyli perfekcyjni narodowi egoiści. Co nas obchodzi Izrael, Palestyna i Ukraina?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Kultura walutą niepodległości, czyli lament pożegnalny dla ministra Sienkiewicza
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: W sprawie migracji liberałowie i chadecy w UE mówią głosem populistów