Donald Tusk, kiedy został premierem państwa, którego polityka zagraniczna przez ostatnie lata prowadzona była niezdarnie, stanął przed trudnym zdaniem. Jednocześnie jednak, właśnie z tego powodu, nowy rząd dostał od europejskich przywódców duży kredyt zaufania, który musi wykorzystać z pożytkiem dla interesów naszego kraju.
Pierwsze podsumowanie nastąpi za około pół roku. Na razie w polityce zagranicznej ciągle trwa jeszcze miesiąc miodowy. Teraz nowy rząd chce przede wszystkim dobrze się zaprezentować na arenie międzynarodowej i przekonać do siebie strategicznych partnerów.
Dlatego mogą dziwić opinie komentatorów krytykujących pierwsze zagraniczne wizyty Donalda Tuska za brak spektakularnych rezultatów. Rolą pierwszych wizyt jest nawiązanie kontaktu, prezentacja nowego przywódcy i jego wizji współpracy z innymi szefami państw i rządów. W przypadku Polski zmiana niekorzystnego wizerunku jest podstawowym warunkiem udanej współpracy z Europą.
Zwłaszcza w stosunkach z Niemcami odbudowanie zaufania będzie pierwszym etapem polityki długofalowej, którą trzeba tworzyć i konsekwentnie prowadzić, pamiętając, iż w pewnych obszarach występuje realna rozbieżność interesów. Sądzę, że nie będzie na to lepszego czasu niż teraz, kiedy kanclerzem Niemiec jest Angela Merkel.
Jednak oczekiwanie, że w czasie pierwszego spotkania Tusk – Merkel dojdzie do deklaracji pełnej jednomyślności, byłoby nie tylko naiwne, ale wręcz niemądre. Dlatego nie ma sensu ocena wizyty premiera w Niemczech w kategoriach rezultatów. Należy ją postrzegać jako wizytę przełamywania uprzedzeń i stereotypów. A jako taka była wizytą udaną.