Polacy chcą ufać władzy

Rządowi Donalda Tuska udało się trafić w stan zbiorowego zapotrzebowania na zaufanie do władzy. Dzięki temu prawie każdy jego ruch jest z góry akceptowany – pisze profesor socjologii PAN

Publikacja: 15.04.2008 02:00

Polacy chcą ufać władzy

Foto: Rzeczpospolita

Red

Istnieje teoria – potwierdzona przez obserwację i wyniki analiz – że ludzie odczuwają potrzebę akceptowania sytuacji, w której żyją. Efektem występowania tego mechanizmu jest tendencja do wyrażania długofalowego poparcia dla istniejącego systemu politycznego i władzy. Jednak by reguła ta zadziałała, powinny być spełnione dwa istotne warunki. Po pierwsze: brak liczącej się alternatywnej siły politycznej, realnej opozycji występującej z konkurencyjnym programem. Po drugie: że nie wydarzy się żadna katastrofa, która by podważyła zaufanie społeczeństwa dla władzy.

Oznacza to, że jeśli tylko klasa rządząca nie popełni zasadniczego, a kompromitującego ją błędu, to wystarczy po prostu, że jest i nie wywołuje konfliktów. Wtedy nikt, komu zależy na stabilizacji, nie będzie jej kontestował. W badaniach opinii publicznej świadectwem występowania takich postaw mogą być wskaźniki wysokiego poparcia dla rządu.

Autorem tej teorii jest amerykański psycholog społeczny George Homans. Łatwo zauważyć, że ma ona pewne zastosowanie do Polski. Potrzeba wiary w to, że obecna władza jest władzą „rozumną”, znajduje odzwierciedlenie w bezprecedensowo wysokich – jak na polskie warunki – notowaniach koalicji PO – PSL. A także w bardzo pozytywnych ocenach zarówno samego premiera, jak i kierunku dokonujących się zmian.

Polskie społeczeństwo chce wierzyć, że wybrało słusznie, odrzuca niewygodne fakty i nie dopuszcza myśli, że może być inaczej

Po kilkunastu latach rozczarowania demokracją i złych doświadczeniach z poprzednimi rządami w społeczeństwie polskim ujawniło się zapotrzebowanie na rząd, któremu można zaufać. Przełomowym momentem były tu ubiegłoroczne wybory i stosunkowo wysoka frekwencja wyborcza, która przyniosła wyraźne zwycięstwo PO. Od tego momentu polskie społeczeństwo zachowuje się tak, jak człowiek, który chce wierzyć, że dokonał słusznego wyboru i żeby się w tym przekonaniu nie zachwiać odrzuca niewygodne fakty, i nie dopuszcza myśli, które sugerowałyby, że może być inaczej.

Żaden z głośnych strajków (pielęgniarki, Straż Graniczna, górnicy), które za rządów poprzedniej koalicji zostałyby natychmiast zinterpretowane jako niepowodzenie i wynik nieudolności, nie spowodował obniżenia się wskaźników poparcia dla obecnej ekipy rządzącej. To samo dotyczy słownych potknięć, przedwczesnych zapowiedzi reform czy sprzecznych ze sobą (i nieuzgadnianych z premierem) wystąpień ministrów.

Nie twierdzę, że koalicja PO – PSL rządzi źle, bo jest raczej odwrotnie; chodzi o nową sytuację, w której prawie każdy ruch rządu jest z góry akceptowany przez popierającą go większość.

Rządowi Donalda Tuska udało się trafić w niezwykle (dla siebie) korzystny stan zbiorowego zapotrzebowania na zaufanie do władzy. Nie da się tego wytłumaczyć pozytywnym stosunkiem mediów do Platformy Obywatelskiej. Bo niby dlaczego czytelnicy mieliby stale ulegać „ideologicznemu” panowaniu „Gazety Wyborczej”? No i przecież nie wszyscy wyborcy są tej gazety czytelnikami. Trudno również uwierzyć, że działa tu jakiś zbiorowy mechanizm porównywania nielubianego Kaczyńskiego z uśmiechającym się Tuskiem. Sytuacji nie wyjaśnia też brak działań ze strony opozycji. PiS przecież ciągle atakuje nowy rząd. To prawda, że jest to często krytyka mało merytoryczna, prowadzona tylko po to, by podkreślić sceptycyzm opozycji. Ale taką samą strategię stosowała PO, gdy kontestowała rząd PiS – LPR – Samoobrona.

Prawdziwym polem minowym i testem skuteczności każdego rządu w rozwiązywaniu konfliktów jest ustawodawstwo socjalne. Jednak pozycji rządu PO – PSL nie osłabiła nawet próba wprowadzenia niekorzystnych dla większości pracowników zmian w prawie pracy (zresztą zaniechana po pierwszych głosach sprzeciwu). Społeczeństwo nie zareagowało również krytycznie – tak jak chcieli tego prezydent i PiS – na stanowisko Platformy w sporze o ustawę ratyfikującą układ z Lizbony.

Na marginesie, można by sformułować ogólniejszą uwagę do sensowności krytykowania PO za to, że każe za długo czekać na zrealizowanie obietnic wyborczych – nie negując pewnego kunktatorstwa (czy jak kto woli: niepewności) koalicji w podejmowaniu strategicznych problemów – reformy w takich dziedzinach jak służba zdrowia czy ubezpieczenia społeczne wymagają przygotowania, muszą być realizowane stopniowo, a ich efekty nie staną się widoczne od razu.

Utrzymywanie się aprobaty, a co najmniej neutralnej życzliwości społeczeństwa w stosunku do PO – PSL przynosi kilka korzyści. Przede wszystkim dla samej koalicji, ponieważ stan, w którym władza uzyskuje tak wysokie przyzwolenie społeczne – i to trochę niezależnie od tego, co robi – jest szczególnym przypadkiem legitymizacji poczynań klasy rządzącej. Platforma może podejść do tej komfortowej sytuacji ambitnie, wykorzystując ją do przeprowadzenia niepopularnych reform, które i tak kiedyś muszą nastąpić. Chodzi na przykład o naprawienie stanu finansów publicznych kosztem redukcji wydatków socjalnych. A jeżeli rzeczywiście jest partią stawiającą na modernizację społeczną, to powinna rozpocząć także długofalowy proces przekształcenia mentalności społeczeństwa polskiego – przede wszystkim w kierunku wymuszenia respektu do prawa. Ale może również zastosować strategię przeczekania do najbliższych wyborów – jest to minimalistyczny wariant, z którym związane jest ryzyko wystawienia się na krytykę opozycji (błąd zaniechania) i przegrania wyborów, nie mówiąc już o kosztach społecznych w postaci pogłębienia deficytu zaufania dla władzy.

Wolno wierzyć, że koalicja PO – PSL nie okaże się małoduszna i tego błędu nie zrobi. Zapowiedziana przez ministra Michała Boniego strategia realizacji reform małymi krokami jest rozwiązaniem rozsądnym i może się udać w sytuacji, gdy społeczeństwo polskie stara się odzyskać wiarę w dobrą wolę klasy rządzącej. Wiadomo, że każda reforma jest ryzykownym eksperymentem na organizmie społecznym, jednak należy również brać pod uwagę, że obawy rządu przed utratą poparcia wynikają z niepotwierdzonego założenia, że konsekwencją uelastycznienia rynku pracy i cięć socjalnych będzie obniżenie się stopy życiowej klas niższych. Może tak być, ale nie musi. Prawdopodobną konsekwencją liberalizacji gospodarki będzie zaostrzenie się nierówności między większością społeczeństwa a elitą biznesu, zwiększy się również dystans dzielący Polaków ze środka hierarchii społecznej od robotników i chłopów.

Jednak równocześnie w wyniku tych zmian zyskają na znaczeniu zawody należące do przyszłej klasy średniej, co w szczególności dotyczy wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Będą one obejmowały coraz większą część społeczeństwa, ponieważ taka jest logika rozwoju. Prawidłowością stosunków rynkowych jest to, że wzrost liczebności klasy średniej powoduje wzrost ogólnego poziomu stopy życiowej, stąd też możliwy wzrost rozwarstwienia nie musi oznaczać pogorszenia się warunków materialno-bytowych ludzi o niższym statusie społecznym. PO stałaby się w tej sytuacji partią klasy średniej (czyli ludzi, którym się coraz lepiej powodzi) i mogłoby się posługiwać tym hasłem bez obaw, że przestraszy potencjalnych wyborców.

Można się spotkać z twierdzeniem, że negatywną konsekwencją hegemonii PO jest ideologiczne rozbrojenie społeczeństwa polskiego, alienacja i wzrost politycznej bierności. Chyba tak nie jest; w świetle klasycznej definicji demokracji polega ona na nieograniczonej rywalizacji partii politycznych, zaistnieniu alternatywnych programów i sytuacji wyboru. Eksperyment z rządami koalicji kierowanej przez PiS dostarczył dowodów, że demokracji nie buduje się drogą walki na noże. Kredyt zaufania dla obecnej klasy rządzącej nie spowoduje osłabienia demokracji, raczej powinien ją wzmocnić.

Autor jest profesorem socjologii, dyrektorem Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk

Istnieje teoria – potwierdzona przez obserwację i wyniki analiz – że ludzie odczuwają potrzebę akceptowania sytuacji, w której żyją. Efektem występowania tego mechanizmu jest tendencja do wyrażania długofalowego poparcia dla istniejącego systemu politycznego i władzy. Jednak by reguła ta zadziałała, powinny być spełnione dwa istotne warunki. Po pierwsze: brak liczącej się alternatywnej siły politycznej, realnej opozycji występującej z konkurencyjnym programem. Po drugie: że nie wydarzy się żadna katastrofa, która by podważyła zaufanie społeczeństwa dla władzy.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?