Cieszmy się z traktatu lizbońskiego

Mechanizm z Joaniny to listek figowy. Był używany tylko raz, w sprawie szprotek – twierdzi europoseł PO w rozmowie z Wojciechem Lorenzem

Publikacja: 07.05.2008 01:07

Red

Rz: Zacznijmy od pytania podstawowego. Czy traktat lizboński jest korzystny dla Polski?

Oczywiście, że tak. Olbrzymią większość reform wprowadzonych w traktacie należy uznać za korzystną, zarówno dla Polski, jak i Unii Europejskiej. Traktat lizboński pokazuje, że nawet po poszerzeniu możemy iść naprzód, konsolidując unijny system instytucjonalny. Dowodzi, po raz kolejny, iż nie ma sprzeczności między poszerzeniem Unii a pogłębianiem integracji. Traktat jest zgodny z polskim interesem, chociażby dlatego, że wzmacnia rolę Parlamentu Europejskiego, który ma więcej do powiedzenia w sprawie budżetu czy w kwestiach stanowienia prawa. A to właśnie PE często się sprzeciwia zbyt egoistycznie formułowanym aspiracjom państw członkowskich i dba o interes ogółu. Polska ma zresztą w PE silną reprezentację. Traktat lizboński wzmacnia rolę parlamentów narodowych. Daje narzędzia do prowadzenia skuteczniejszej, wspólnej polityki zagranicznej. Jeśli uda się Unię przekonać do większego zaangażowania na Wschodzie, będzie to dla Polski bardzo korzystne. Traktat pozwala na skuteczniejsze działania w sprawie walki z terroryzmem i przestępczością, co dla kraju, który leży na skraju Unii, jest niezwykle ważne. Wreszcie umożliwia prowadzenie wspólnej polityki energetycznej. Przyjęcie tego traktatu to także dowód na to, że mimo rozszerzenia Unia może usprawnić swoje instytucje, co przemawia za przyjmowaniem kolejnych członków. To także leży w interesie Polski. Nie zapominajmy i o tym, że nowy traktat kodyfikuje spójny katalog praw i obowiązków. Karta praw podstawowych nie wprowadza więc żadnych całkowicie nowych zasad. Polska nie musiała przystępować do brytyjskiego protokołu i zastrzegać, że karta nie będzie obowiązywać w naszym kraju w całości.

Uważa pan, że karta nie mogłaby nic Polsce narzucić w obszarach dotyczących na przykład moralności?

Traktat jasno stwierdza, że prawo rodzinne jest domeną państw członkowskich, czyli obawy wyrażane przez część ugrupowań politycznych związane z kwestiami aborcji, eutanazji czy małżeństw homoseksualnych są nieuzasadnione.

A sprawy własności? Czy karta może dać podstawę do wysuwania roszczeń odszkodowawczych wobec Polski czy żądań o zwrot majątku?

Karta nie daje takiego prawa. Unia nie zajmuje się sprawami własnościowymi, poza tym prawo nie działa wstecz.

Byłoby lepiej, gdybyśmy mieli większą siłę głosu, ale w traktacie są elementy, które równoważą niekorzystne dla nas zmiany

Gdyby rząd zechciał przyłączyć się do karty, mógłby to zrobić?

Byłoby to bardzo skomplikowane. W traktacie nie ma zapisu, że można to zrobić jednostronnie. Musiałyby się na to zgodzić wszystkie kraje. A ponieważ byłaby to zmiana dokonana w traktacie, konieczne byłoby zwołanie konferencji międzyrządowej. Potem każde z państw musiałoby te zmiany ratyfikować.

W Polsce wiązałoby się to z referendum albo zgodą Sejmu i prezydenta.

Traktat lizboński, który niedługo zostanie pewnie ratyfikowany przez prezydenta, wprowadza nowy system podejmowania decyzji w UE. To korzystna zmiana dla Unii?

System podwójnej większości zmienia układ sił między krajami członkowskimi. Głos Polski w tym układzie będzie się mniej liczył. To jest arytmetyczna oczywistość. System wzmacnia pozycję państw największych i osłabia wszystkie możliwe koalicje nowych krajów członkowskich zainteresowanych np. polityką spójności czy rozwijaniem polityki wschodniej. Ale wszyscy się na ten system zgodzili, a do 2014 roku będzie obowiązywał stary system głosowania, czyli system nicejski, który jest dla Polski korzystny.

Sprecyzujmy, do kiedy będzie on obowiązywał, bo prezydent przekonywał, że do roku 2017.

Traktat, który wprowadza nowe zasady głosowania, ma wejść w życie w 2009 roku, ale system nicejski będzie obowiązywał do 2014. Czyli na żądanie Polski został wydłużony o pięć lat. Potem, do 2017, będzie można go zastosować na życzenie.

W praktyce będzie jednak trudno po niego sięgać, prawda? Będzie to sytuacja, jak w czasie walki o system pierwiastkowy. Jeden kraj przeciwko wszystkim.

Tak. Powód będzie musiał być przekonujący, żeby odwołanie się do takiej metody nie wiązało się z dużymi politycznymi kosztami dla kraju, który zażąda głosowania starą metodą.

Przez 50 lat w Unii Europejskiej obowiązywała zasada, że mniejsze państwa mają uprzywilejowaną pozycję względem największych. Nagle system wyrównywania szans zostaje odwrócony. Czy nowy traktat nie wprowadzi dyktatu krajów największych?

Nie przesadzajmy. Niemniej jednak trzeba zauważyć, że Unia odchodzi od logiki, w której waga głosu każdego kraju zakładała pewną równowagę. Teraz mamy siłę głosów związaną z liczbą ludności. Czy doprowadzi to do dyktatu? Trudno powiedzieć, bo najpierw trzeba zobaczyć, jak ten system będzie się sprawdzał w praktyce, a do tego zostało jeszcze sporo czasu.

Czy kompromis z Joaniny, który umożliwia odwlekanie decyzji w Unii, dobrze zabezpiecza polskie interesy? Czy rzeczywiście będzie straszakiem na tych, którzy próbowaliby innym narzucić swoje zdanie?

To tylko listek figowy. Joanina była wymyślona jako rozwiązanie, które miało pozwolić na zachowanie twarzy byłemu premierowi Wielkiej Brytanii Johnowi Majorowi podczas negocjacji związanych z przystąpieniem do UE Szwecji, Finlandii i Austrii. Ten mechanizm nigdy jednak nie był używany, a dokładnie tylko raz: przez jedną godzinę, w sprawie szprotek. Teoretycznie pozwala na odwlekanie decyzji na rozsądny okres, który w procedurze współdecydowania jest zwykle interpretowany jako trzy miesiące. Nie sądzę, aby to był mechanizm, który ma jakiekolwiek istotne znaczenie. Ten system nie działa, nie jest używany i nie sądzę, aby ktoś chciał go stosować w przyszłości.

Polska na samym początku negocjacji w sprawie traktatu przegrała walkę o umieszczenie w nim odwołania do Boga.Wygląda na to, że wszędzie ustąpiliśmy i w zamian niewiele uzyskaliśmy.

Nigdy nie było mowy, że w traktacie będzie invocatio Dei, czyli odwołanie wprost do Boga. Miała być preambuła, w której znalazłoby się stwierdzenie o chrześcijańskich korzeniach Europy. Sprawa okazała się tak kontrowersyjna, że w ogóle z preambuły zrezygnowano. Prezydent Francji, który był głównym przeciwnikiem wspominania o chrześcijańskiej tradycji, teraz zresztą żałuje swojego stanowiska. Oczywiście z polskiego punktu widzenia byłoby lepiej, gdyby w traktacie znalazło się odwołanie do chrześcijańskich korzeni Europy, albo gdybyśmy mieli większą siłę głosu, ale na szczęście jest w nim wiele elementów, które równoważą niekorzystne dla nas zmiany. Zawsze można odczuwać niedosyt, ale trzeba być realistą. Ten traktat jest dobry dla Unii i dobry dla Polski. Przede wszystkim należy się cieszyć, że teraz możemy się skupić na tym, co dla nas najważniejsze, a mianowicie na poprawie funkcjonowania unijnej polityki, która ma wpływ na codzienne życie nas wszystkich.

Jacek Saryusz-Wolski jest deputowanym do Parlamentu Europejskiego, wybranym z listy Platformy Obywatelskiej w 2004. Doktor nauk ekonomicznych.

Od 2007 pełni funkcję przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego. Wiceprzewodniczący PO

Hugo Robinson

W obecnym kształcie Unia długo nie przetrwaTraktat lizboński nie rozwiąże żadnych problemów Unii! Biurokracja, protekcjonizm, bezsensowne subsydia dla rolników czy nadmiar przepisów, to wszystko zostanie. Mamy do czynienia z wyjątkowo archaicznym dokumentem.

6.05.2008

Rz: Zacznijmy od pytania podstawowego. Czy traktat lizboński jest korzystny dla Polski?

Oczywiście, że tak. Olbrzymią większość reform wprowadzonych w traktacie należy uznać za korzystną, zarówno dla Polski, jak i Unii Europejskiej. Traktat lizboński pokazuje, że nawet po poszerzeniu możemy iść naprzód, konsolidując unijny system instytucjonalny. Dowodzi, po raz kolejny, iż nie ma sprzeczności między poszerzeniem Unii a pogłębianiem integracji. Traktat jest zgodny z polskim interesem, chociażby dlatego, że wzmacnia rolę Parlamentu Europejskiego, który ma więcej do powiedzenia w sprawie budżetu czy w kwestiach stanowienia prawa. A to właśnie PE często się sprzeciwia zbyt egoistycznie formułowanym aspiracjom państw członkowskich i dba o interes ogółu. Polska ma zresztą w PE silną reprezentację. Traktat lizboński wzmacnia rolę parlamentów narodowych. Daje narzędzia do prowadzenia skuteczniejszej, wspólnej polityki zagranicznej. Jeśli uda się Unię przekonać do większego zaangażowania na Wschodzie, będzie to dla Polski bardzo korzystne. Traktat pozwala na skuteczniejsze działania w sprawie walki z terroryzmem i przestępczością, co dla kraju, który leży na skraju Unii, jest niezwykle ważne. Wreszcie umożliwia prowadzenie wspólnej polityki energetycznej. Przyjęcie tego traktatu to także dowód na to, że mimo rozszerzenia Unia może usprawnić swoje instytucje, co przemawia za przyjmowaniem kolejnych członków. To także leży w interesie Polski. Nie zapominajmy i o tym, że nowy traktat kodyfikuje spójny katalog praw i obowiązków. Karta praw podstawowych nie wprowadza więc żadnych całkowicie nowych zasad. Polska nie musiała przystępować do brytyjskiego protokołu i zastrzegać, że karta nie będzie obowiązywać w naszym kraju w całości.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?