Zbyt wiele miękkiego euroidealizmu

Radosław Sikorski, stawiając na elastyczność i pragmatyzm w polityce zagranicznej, sprawia wrażenie, jakby za wszelką cenę chciał uniknąć konfliktów – twierdzi publicysta Łukasz Warzecha

Publikacja: 09.05.2008 01:31

Zbyt wiele miękkiego euroidealizmu

Foto: Rzeczpospolita

Swoim exposé Radosław Sikorski postanowił zasygnalizować nowe otwarcie w polskiej polityce zagranicznej. Mówienie o przełomie to przesada, ale różnice w stosunku do poprzedników widać od razu. Teraz ma być więcej pragmatyzmu, umiarkowania, a mniej szarżowania, potrząsania szabelką i walki z wiatrakami.

Sikorski piętnował dogmatyzm, upodobanie do rozpamiętywania krzywd, nieufność. Przypomniał, że poprzedni rząd nazywał wszystkich, którzy mieli inne zdanie, zdrajcami. Musiało to być przykre dla słuchającej go Anny Fotygi, ale była pani minister zasłużyła na tę gorzką pigułkę.Bo polityka zagraniczna pod jej kierownictwem momentami odznaczała się skrajnym dyletanctwem, a dla naszych partnerów bywała całkowicie niezrozumiała. Obrazu dopełniał paraliż nieoficjalnych kanałów współpracy i przepływu informacji. To wszystko Sikorski musi dziś naprawiać.

Rząd Kaczyńskiego chwalił się, że była to polityka „twarda”. Niestety, owa „twardość” często była sztuką dla sztuki, gdyż za formą nie szedł żaden strategiczny zamiar ani nawet przemyślana taktyka. Można założyć, że była to gra na użytek krajowego wyborcy, tyle że w sferze dyplomacji przynosząca nam spore szkody.

Pod tym względem zmianę podejścia i stylu, jaką zasygnalizował Sikorski, można potraktować z ulgą. Każdy realista z satysfakcją przyjmie deklarację o zerwaniu z polityką „chwalebnych porażek”. Szkoda tylko, że przytyki szefa MSZ wobec poprzedników, którym zarzucał toporność, chwilami same były toporne i brzmiały jak mowa o wyższości Donalda Tuska nad Jarosławem Kaczyńskim.

Sikorski zdobył się – i za to należy mu się plus – na odejście od tradycyjnej, nudnej i mało przejrzystej formy exposé zbudowanego wokół geograficznych regionów. Wybił priorytety i na nich oparł swoje przemówienie. Jest w nim kilka punktów, za które ministra wypada pochwalić.

Pierwszy to mocne podkreślenie kwestii solidarności energetycznej wewnątrz Unii Europejskiej. Sikorski zwrócił m.in. uwagę na zapis traktatu lizbońskiego zakazujący finansowania przez wspólnotę tych przedsięwzięć energetycznych, które kolidują z potrzebami któregokolwiek państwa. Drugi to wyraźne podkreślenie euroatlantyckich aspiracji Ukrainy. Mamy więc zapowiedź, że w tych punktach linia polskiej polityki zagranicznej się nie zmieni.

Są też jednak fragmenty budzące wątpliwości. Można odnieść wrażenie, że Radosław Sikorski, stawiając na elastyczność i pragmatyzm w kontraście do dogmatyzmu i sztywności, sam popada w skrajność. W przemówieniu nie wskazał bowiem właściwie ani jednego z konkretnych problemów, jakie różniłyby nas z naszymi zagranicznymi partnerami, a przecież tych problemów, choćby w stosunkach z Rosją czy Niemcami, jest wiele. Powiedzieć by można, że minister spraw zagranicznych jest skrępowany swoją rolą i zobowiązany do dyplomatycznego ujmowania problemów. Że werbalna asertywność nic nie da, jeśli nie może pójść za nią skuteczne działanie.

Tyle że exposé i poczynione w nim uwagi mogą być instrumentem uprawiania polityki. I nie jest to instrument z definicji zły. Metody, jakich używał rząd Jarosława Kaczyńskiego, mogłyby być stosowane, gdybyśmy mieli pewność, że prowadzą do określonego celu i będą skuteczne. Sikorski sprawia zaś wrażenie, jakby za wszelką cenę chciał uniknąć konfrontacji.

W kwestii stosunków z Rosją dostaliśmy deklarację (w tonie niezwykle umiarkowanym) sprowadzającą się do stwierdzenia: wolelibyśmy, żeby Rosja grała według reguł cywilizowanego świata, ale skoro nie chce, to trudno, będziemy z nią grać według jej reguł. Stwierdzenie godne realisty, tylko niezbyt przekonujące, gdy weźmie się pod uwagę agresywność rosyjskiej polityki zagranicznej i fakt, że ten olbrzymi kraj rywalizuje o sferę wpływów tuż pod naszym bokiem. Mamy zatem interes w tym, aby skłaniać (lub nawet zmuszać, gdy to tylko możliwe) Rosję do gry według naszych zasad.

Owszem, możemy odnaleźć w przemówieniu ministra wątki świadczące o tym, że rząd nie zamierza być wobec Moskwy bierny i powolny. Jeden to wspomniana deklaracja w sprawie Ukrainy. Drugi to stwierdzenie, że „aktywność w odniesieniu do kierunku wschodniego unijnej polityki zagranicznej powinna pozostać polską specjalnością”.

Żeby jednak coś naszą specjalnością „pozostało”, najpierw musiałoby nią w ogóle być. Tymczasem owa „specjalność” od lat jest tylko deklaratywna. Polska nie jest kreatorem polityki wschodniej UE, a w exposé Sikorskiego nie ma nic, co pozwalałoby sądzić, że to się zmieni. Zwłaszcza że politykę wschodnią za swoją domenę uważa prezydent i próbuje być w tej sferze aktywny, a jego nieobecność na przemówieniu Sikorskiego była więcej niż wymowna.

Być może prywatnie Sikorski ocenia Rosję surowiej niż z sejmowej trybuny. W wywiadzie rzece „Strefa zdekomunizowana” na moje pytanie o ten kraj odpowiadał: „Stosunki z Rosją były, są i najprawdopodobniej będą chłodne. Po pierwsze – istnieją między nami obiektywne różnice interesów, zwłaszcza w kwestii naszego sąsiedztwa. […] Po drugie – [w Rosji] z każdym rokiem zawęża się pole swobody jednostki, wolności słowa, mediów, stowarzyszeń, praworządności. […] Po czwarte – Rosja ma nadal kaca po utracie imperialnego statusu. […] Widać z tego, że Rosja nie jest gotowa zmierzyć się ze swoją zbrodniczą przeszłością oraz że przejęła sporą część sowieckiego imperialnego etosu”.

Punkt widzenia zatem – przynajmniej deklarowany – zależy od punktu siedzenia. Choć trzeba też przyznać, że w exposé znalazło się osobne miejsce na zaniepokojenie napięciem wokół Gruzji. Ale z przemówienia Sikorskiego trudno wywnioskować, kto to napięcie prowokuje. Może Trynidad i Tobago?

Także w kwestii Niemiec nie doczekaliśmy się zdecydowanej deklaracji w sprawach dla nas najbardziej kłopotliwych: gazociągu bałtyckiego oraz „Widocznego znaku”, czyli niemieckich prób relatywizacji historii.Do pierwszej kwestii Radosław Sikorski odniósł się pośrednio w wątku dotyczącym bezpieczeństwa energetycznego. O próbach „korekt” historii ze strony Niemiec nawet nie wspomniał. Przeciwnie – usłyszeliśmy, że wprawdzie „zapomnieć nam nie wolno”, ale mamy nadzieję na przezwyciężenie „historycznych uwikłań”.

Brzmi to, niestety, jak zaproszenie do relatywizacji historycznej prawdy i dobrze komponuje się z bierną postawą rządu Donalda Tuska wobec planów upamiętnienia niemieckich przesiedlonych za pieniądze rządu federalnego w Berlinie.

Najwięcej miejsca szef dyplomacji poświęcił wyjaśnianiu naszego miejsca w Unii Europejskiej. Postawił na idealizm, stwierdzając, że nie ma zagrożenia europejskim superpaństwem, bo „nie tak przebiegał i nie na tym polega proces rozwoju i integracji Europy”.

Sikorski oczywiście doskonale wie, że w europejskich elitach istnieje silny prąd zjednoczeniowy, brukselska biurokracja potrafi przeć do realizacji własnych idei niezależnie od oporu obywateli Unii, a faktyczna historia UE jest wypadkową ścierania się tego prądu z siłami stawiającymi mu opór. Twierdzenie, że takich tendencji nie ma i w związku z tym nie ma się czego obawiać, trudno zatem traktować poważnie.

Szef MSZ uznał też za stosowne zdefiniować polski interes narodowy. I z tego zadania wywiązał się jednak dość kiepsko. Sprawę sprowadził bowiem do banalnego sylogizmu: interes narodowy to umacnianie pozycji, umacnianie pozycji to rozwój, Unia wspiera nasz rozwój, a zatem nasz interes narodowy to integracja europejska.

Dalej otrzymaliśmy kolejną porcję – udawanego zapewne – naiwnego euroidealizmu. Szef MSZ przekonywał nas bowiem, że istnieje jakiś ogólny unijny interes, niebędący jedynie częścią wspólną interesów państw członkowskich oraz że w Unii nie toczy się gra, w której kilku silnych graczy usiłuje zdominować pozostałych. Jak bowiem inaczej rozumieć słowa: „nie straszmy współobywateli groźbą powstania europejskiego superpaństwa skrywającego wyimaginowane poddaństwo wobec większych i silniejszych”? Sikorski stwierdził też, że Polska powinna wczuć się „w interes zbiorowości unijnej i utożsamić się z nim”.

Unia w oczach realisty jest nieustającą, momentami brutalną grą interesów. Tak zwany wspólny interes jest zaś wynikiem tej walki, w której wygrywają najsprytniejsi i najsilniejsi, a często najbardziej bezwzględni.

Rację ma minister Sikorski, gdy mówi, że samemu w Unii niczego się nie załatwi i że naszym celem powinna być skuteczność. Ma słuszność, gdy wskazuje na bezcelowość wchodzenia w konflikty ze wszystkimi i toczenia wojen na wielu frontach. Myli się jednak, gdy opowiada o wczuwaniu się we „wspólny interes”. To już nie jest język realisty, ale miękkiego euroidealisty. Tej miękkości w exposé Sikorskiego było za wiele.

Autor jest publicystą i komentatorem dziennika „Fakt”

Przytyki szefa MSZ do poprzedników brzmiały jak mowa o wyższości Donalda Tuska nad Jarosławem Kaczyńskim

Swoim exposé Radosław Sikorski postanowił zasygnalizować nowe otwarcie w polskiej polityce zagranicznej. Mówienie o przełomie to przesada, ale różnice w stosunku do poprzedników widać od razu. Teraz ma być więcej pragmatyzmu, umiarkowania, a mniej szarżowania, potrząsania szabelką i walki z wiatrakami.

Sikorski piętnował dogmatyzm, upodobanie do rozpamiętywania krzywd, nieufność. Przypomniał, że poprzedni rząd nazywał wszystkich, którzy mieli inne zdanie, zdrajcami. Musiało to być przykre dla słuchającej go Anny Fotygi, ale była pani minister zasłużyła na tę gorzką pigułkę.Bo polityka zagraniczna pod jej kierownictwem momentami odznaczała się skrajnym dyletanctwem, a dla naszych partnerów bywała całkowicie niezrozumiała. Obrazu dopełniał paraliż nieoficjalnych kanałów współpracy i przepływu informacji. To wszystko Sikorski musi dziś naprawiać.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę