Tak mi też mówi moje sumienie, bo gdyby tak nie było, gdyby człowiek zaczynał się gdzieś pośród tych nazw, to ono reagowałoby na aborcję tak samo jak na zrobienie sobie lewatywy, bo dla niego byłaby wtedy ona jedynie pozbyciem się czegoś zbędnego, tylko nie z kiszki stolcowej, lecz z macicy.
Przepraszam za ostrość porównania, ale wydaje mi się tu najwłaściwsze. Tymczasem aborcja to jeden z największych dylematów moralnych człowieka; kobiety i mężczyzny. Tych, co tak łatwo mówią, że zygota czy zarodek to nie człowiek, radzę zapytać ich sumienia, czy dla nich lewatywa i aborcja to to samo.
Nie wymagam odpowiedzi. Koniec kropka, nawet ze mną w tej sprawie nie polemizujcie. Myślicie inaczej, ja myślę tak właśnie i z tego wyciągam wnioski. I nie widzę żadnego argumentu, który by moje podejście robił czymś gorszym niż podejście sądzących przeciwnie.
Jestem bezwzględnie pewien, że ta smarkula, która z gówniarzem dopuścili się bardzo nieodpowiedzialnego czynu, zapłaci za aborcję o wiele większą cenę niż za urodzenie dziecka i oddanie go do adopcji, już nie mówię o wychowywaniu.
Sądzę, że także jej rodzice nie zdają sobie do końca sprawy, co jej fundują.
O aborcji się nie zapomina! Zabijając w sobie życie ludzkie, rodzi się wyrzut. Upiora, który będzie szedł za tą dziewczyną przez dziesięciolecia, tym częściej, im będzie starsza. Będzie do niej wracał w różnych momentach, mówiąc: „popełniłaś błąd i za ten twój błąd kazałaś zapłacić moim życiem, które nie było twoim, do którego nie miałaś już prawa. Brzuch jest twój, ale życie w nim nie jest twoje. Ono było moje”. Może sobie ten upiór pójdzie, jak wyleje ona za nim dużo łez i urodzi parę innych dzieci. Może? (...)