Wałęsie nie przeszkadzają dziś dawni wrogowie z PZPR, ale sam chce wyrzucić z historii Lecha Kaczyńskiego. A część mediów, które tyle ostatnio oburzają się na „pisanie historii na nowo”, milczy, kiedy Wałęsa mówi takie rzeczy. Nie oburza ich i nie przeszkadza, że Wałęsa sam chce zmonopolizować historię i wyrzucić z niej niewygodnych sobie ludzi.
Oczywiście Lech Kaczyński wobec Lecha Wałęsy zachowywał się w podobny sposób, i jest to równie smutne i przykre. Bo niezależnie od tego, co niedawno ujawnili Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk na temat jego współpracy z SB na początku lat 70., Wałęsa był przywódcą Sierpnia ’80 i jest to piękna karta w jego życiorysie i historii Polski.
Wojna o zajęcie miejsca na cokole trwa na wielu frontach. Z jednej strony słusznie na ten cokół wracają tacy ludzie, jak Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda, Krzysztof Wyszkowski, Andrzej Kołodziej czy inni. Podobnie jak Lechowi Wałęsie, Bronisławowi Geremkowi, Tadeuszowi Mazowieckiemu, również wymienionym powyżej działaczom trzeba złożyć hołd. Za to, co robili wówczas, niezależnie od tego, po której stronie politycznego sporu w demokratycznym kraju stanęli później. Niezależnie od tego, czy byli doradcami, pisali programy, czy organizowali strajk.
Wszystkim im się to należy. Smutne jest, kiedy warszawscy inteligenci oburzają się na to, że Gwiazda, Walentynowicz i Wyszkowski mają czelność organizować w Sejmie własną konferencję na temat historii powstania Wolnych Związków Zawodowych. To ich święte prawo. To oni zakładali WZZ, a nie potępiający ich dziś mentorzy.
Ale trudno też akceptować to, co działo się na konferencji. Nie można milczeć, kiedy Andrzej Gwiazda czy Anna Walentynowicz odmawiają historycznych zasług tak zasłużonej postaci jak Bogdan Borusewicz. Kiedy miejsce Borusewicza, który WZZ tworzył, zajmują Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz, którzy tej organizacji nie tworzyli. Antoni Macierewicz ma równie piękną kartę z tego czasu, ale akurat był wtedy gdzie indziej. Jemu też należy się szacunek za to, co robił w opozycji w latach 70. Ale dlaczego chce sam wskoczyć na ten cokół i koniecznie zepchnąć zeń Borusewicza?
To wszyscy są bohaterami naszej wolności. I ci z wielkimi nazwiskami, i ci z mniej znanymi. Tak jak nie ma wytłumaczenia dla zachowania Wałęsy, tak nie ma dla Gwiazdy, Walentynowicz czy Jarosława Kaczyńskiego. To, że przez lata byli wyśmiewani i spychani na margines, jest przykre, ale nie uprawnia ich teraz do wypychania innych. Dlaczego tak błyskawicznie ten odzyskiwany i należny im szacunek chcą koniecznie rozmienić na drobne?