O jeden łeb za daleko

Rząd nie ma żadnego oręża pozwalającego myśleć o pokonaniu PZPN. Nawet jakby pozbawił związek dotacji, to PZPN mógłby tego nie zauważyć, bo to tylko kilka procent jego budżetu

Aktualizacja: 10.10.2008 10:45 Publikacja: 09.10.2008 21:18

Jerzy Dudek

Jerzy Dudek

Foto: Fotorzepa

Widmo krąży nad biurami PZPN przy Miodowej. Widmo świńskiej głowy, którą Janusz Palikot przyniósł ze sobą na tacy do studia TVN 24. To – jak tłumaczył – prezent z przesłaniem dla mafii z Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Wprawdzie w filmach o ojcu chrzestnym mafia dawała sobie w ramach ostrzeżenia końskie łby, ale widać, jakie Hollywood, taki Marlon Brando.

[srodtytul]Pojednanie przed kamerami[/srodtytul]

Niestety, nie potwierdziło się, że co dwie głowy, to nie jedna. Poseł do prezentu dołączył przemowę pełną bredni. Chciał PZPN zastraszyć, ale raczej mu pomógł. Przy Palikocie nawet cyniczny rzecznik związku Zbigniew Koźmiński wydaje się teraz powściągliwy. Podobnie Michał Listkiewicz, który pojawił się w studiu kilka minut po pośle, i odpowiadał na jego ataki ze spokojem. Między innymi cytatem z Kazimierza Górskiego o ludziach, którzy się kiedyś uderzyli głową w słupek. Swego czasu Palikot nazwał PZPN "burdelem, w którym dziwki zarażają HIV". Teraz w TVN 24 zdradził szczegóły kuracji. PZPN ma być zlikwidowany, a działacze aresztowani. To będzie cios w serce, egzekucja. Na ich miejscu Palikot by się modlił do Boga.

Działacze jednak zamiast się modlić, kazali swoim prawnikom – sugeruje Palikot – szukać haków na ministra Mirosława Drzewieckiego. Kto wie, czy nie wynajęli już nawet cyngla. W końcu jeden minister sportu został kiedyś zastrzelony. Mirosław Drzewiecki podobno drży o swoje życie.

Można by na tę błazenadę machnąć ręką, gdyby nie to, że sam minister w żaden sposób się od swojego partyjnego kolegi nie odciął, a anonimowi doradcy Drzewieckiego – tak przynajmniej przedstawiają się w gazetach – opowiadają, że walka z PZPN jeszcze nie jest zakończona. Pojednanie przed kamerami to tylko teatr. Dogrywka ma nastąpić po meczach eliminacyjnych reprezentacji Polski z Czechami i Słowacją, co oznacza, że od najbliższej środy można już będzie ruszyć do akcji. Bez obaw, że FIFA zdyskwalifikuje naszą reprezentację, bo następne mecze eliminacyjne za pół roku, a do tego czasu problem zostanie rozwiązany.

[srodtytul]Puste rękawy[/srodtytul]

Wszystko pięknie, tyle że od samego początku najnowszej wojny futbolowej trudno odróżnić, co u ministra sportu jest teatrem, a co prawdziwą determinacją. Byłem jednym z tych, którzy uwierzyli, że minister ma w pokerze z PZPN i FIFA rękawy pełne asów i nawet powieka mu nie drgnie. Z każdym kolejnym dniem traciłem złudzenia, aż do poniedziałku, gdy rozwiały się ostatecznie. Lepiej by obecnie zrobiło rządowi przejście do czynów po cichu, a nie wypuszczanie harcowników straszących działaczy aresztowaniami albo podpowiadających, że można załatwić Listkiewicza jak Ala Capone: zaglądając do jego PIT. Albo PIT jego żony, bo i takie informacje się pojawiają. Występ posła Palikota, nawet jeśli nieuzgodniony z nikim, był puentą akcji przekuwania porażki ministra sportu w sukces. Pojawiają się w niej karkołomne teorie: że tak naprawdę wojna nie jest przegrana, bo chodziło tylko o to, żeby Listkiewiczowi ostatecznie wybić z głowy myśl o kandydowaniu w następnych wyborach (ale listę kandydatów na prezesa, bez Listkiewicza, PZPN ogłosił już 30 września, więc po co było wojować z FIFA kolejne sześć dni?). Że winni są Listkiewicz albo Zbigniew Boniek, bo wyłamali się z umowy z Mirosławem Drzewieckim i ściągnęli nam na głowę FIFA i UEFA.

Jest też teoria, którą można umownie nazwać "dobry car – źli bojarzy": że premier Donald Tusk i wicepremier Grzegorz Schetyna stanęli murem za ministrem tylko dlatego, że zostali przez niego wprowadzeni w błąd i myśleli, że ma silniejsze karty.

[srodtytul]Słupek posła Palikota [/srodtytul]

Rząd przestał być w sprawie wojny futbolowej wiarygodny i nie zmieni tego przeciekami na temat planowanej dogrywki z PZPN. Nawet jeśli okażą się więcej warte niż wcześniejsze opowieści innego z anonimowych doradców, że minister rozmawiał w Pekinie z szefem FIFA i Sepp Blatter podobno przystał na wprowadzenie kuratora przez Trybunał Arbitrażowy. Inny doradca zapytany przeze mnie, czy minister na pewno jest dobrze przygotowany do walki, odpowiadał wówczas: "Jakby pan zobaczył sondaże i słupki popularności...". Mówił to, gdy wyniki badań opinii publicznej w tej sprawie nie były jeszcze ogłoszone. Może to właśnie w któryś z tych słupków uderzył poseł Palikot. Prawda jest taka, że rząd nie ma żadnego oręża pozwalającego myśleć o pokonaniu PZPN – ani dziś, ani od przyszłej środy, ani za dwa lata. Nawet gdyby pozbawił PZPN dotacji, to związek mógłby tego nie zauważyć, bo to tylko kilka procent jego budżetu. Ministerstwo finansuje wprawdzie związkowi piłkarstwo dzieci i młodzieży, tyle że związek jakoś sobie bez szkolenia młodych poradzi. Nigdy nie wydawał się szczególnie przejęty tym problemem.

O jakiejkolwiek rozprawie z PZPN będzie można pomyśleć dopiero po Euro 2012. Dziś jesteśmy zakładnikami tego turnieju. Ministerstwo Sportu wysyła sygnały, że Michał Listkiewicz wcale nie musi być, jak ustalono, koordynatorem do spraw Euro, można go w ramach odwetu odsunąć od tego dobrze płatnego zajęcia. To też się nie uda bez ryzyka, że UEFA zabierze nam turniej. Szef europejskiego futbolu Michel Platini powiedział już, że bez Listkiewicza Euro w Polsce nie będzie, a oni tam w Nyonie i Zurychu, gdzie mają siedziby UEFA i FIFA, łatwo zdania nie zmieniają.

Odsunięcie nieudolnych działaczy od polskiej piłki nie jest aż taką wartością, żeby poświęcać dla niej wszystkie inne. Poseł wypowiadający w studiu deklaracje ocierające się o groźby karalne, przecieki o sprawdzaniu PIT itd. źle się kojarzy. To nie jest głos państwa prawa, tylko wyrostka, który zebrał na podwórku lanie, ale otrzepując się, krzyczy, że on tu jeszcze wróci, i to ze starszym bratem.

[srodtytul]Starsi bracia[/srodtytul]

Prawda jest taka, że starsi bracia Listkiewicza są dziś silniejsi od starszych braci Drzewieckiego, więc może niech przez najbliższe cztery lata, do Euro 2012, poseł Janusz Palikot zajmie się usuwaniem biurokratycznych przeszkód, Grzegorz Schetyna walczy z chuligaństwem na stadionach, a minister sportu zaprowadza w związkach porządek ostro, ale godnymi metodami. A potem zobaczymy. Słupki popularności wprawdzie nie rosną od tego tak szybko, ale przynajmniej jak się noga powinie, to nie ma o co wyrżnąć głową.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?