Europatia jako stan umysłu

Z definicji wiadomo, że euro jest dobre, i wszystko, co mogłoby zachwiać tą wiarą, musi być wyrzucone poza świadomość, nie może, nie ma prawa stać się częścią procesu myślowego

Aktualizacja: 16.11.2008 20:14 Publikacja: 16.11.2008 19:50

Europatia jako stan umysłu

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Uwielbiam stylistykę wielu tytułów prasowych. Zdarzają się tak krystalicznie czyste przypadki prostolinijności dziennikarskiej, że aż dech zapiera. Kiedyś, mam taką nadzieję, studenci dziennikarstwa będą te soczyste kawałki studiować i rozbierać na czynniki pierwsze, aby wpoić sobie, dzięki jakim zaletom pióra można się wybić na wybitność.

Na pierwszej stronie piątkowego "Dziennika" w tekście informacyjnym zatytułowanym "Tusk u Sarkozy'ego" jest taki fragment: "Donald Tusk odzyskuje inicjatywę w kontaktach z Unią Europejską. Wczoraj w Pałacu Elizejskim premier przekonał Nicolasa Sarkozy'ego do przyjazdu do Gdańska 6 grudnia (...)". Gdyby jeszcze premier przekonał prezydenta Francji do przyjazdu nie tylko do Gdańska, dla uczczenia Lecha Wałęsy, ale nakłonił go też do odwiedzenia jakiejś gminy i obejrzenia boiska Orlik, a może nawet rozegrania meczu z udziałem Schetyny, to wtedy trzeba by napisać, że Tusk przejął inicjatywę całkowicie.

Przejąwszy inicjatywę, polski premier "skłonił także francuskiego prezydenta do poparcia planu przyjęcia przez Polskę euro w 2012 roku". Skłonienie Sarkozy'ego do poparcia czegoś, czego francuski prezydent domagał się od Polski bardzo stanowczo, grożąc – w przeciwnym razie – srogimi konsekwencjami, też trzeba uznać za sukces.

Nic więc dziwnego, że w zamieszczonym pod spodem komentarzu Michała Karnowskiego (stąd wiem, że to komentarz i mogę odróżnić go od informacji powyżej, że tekst opatrzony jest takim właśnie tytułem) autor, wskazując, że premier podjął już jedną historyczną decyzję, o wprowadzeniu Polski do strefy euro, wzywa Donalda Tuska do czynu porównywalnego z wprowadzeniem naszego kraju do UE – do rozegrania problemów związanych z akcesją zdecydowanie, odważnie i szybko.

[srodtytul]Takie ładne strofy [/srodtytul]

Bardzo ładne strofy, moje wątpliwości budzi tylko uzasadnienie rzeczowe potrzeby takiego pośpiechu i determinacji. Trzy punkty, którym warto poświęcić parę słów.

Numer jeden – poprawa warunków polskiego biznesu. Nie wiadomo, jak konkretnie się te warunki poprawią, wiadomo tylko, że będą lepsze. W tym zdaniu prawdą niekwestionowaną jest tylko uproszczenie księgowych rozliczeń z partnerami zagranicznymi. Oczywiście to już coś. Ale nie poprawa warunków.

Konkurencyjność polskich firm opiera się na relatywnie – wobec innych państw strefy euro – niskich kosztach pracy. Nie wiadomo, jaki sztywny kurs złotego wobec euro zostanie ustalony na okres przejściowy po przystąpieniu do ERM2, ale po takim kursie wymienione zostaną Polakom płace w roku 2012. I albo, jako kraj dość jednak ubogi, zapłacimy gigantyczną cenę społeczną tej operacji, albo wymuszone zostaną powszechne podwyżki płac, osłabiając konkurencyjność polskiego biznesu.

[srodtytul]Chorobliwa przeszkoda w myśleniu [/srodtytul]

Punkt drugi – wejście do strefy bezpiecznej, wolnej od spekulacji. Doprawdy? Strefa euro jest bezpieczna od spekulacji? To dlaczego (nie będę przeliczał wszystkiego na euro, kto chce, niech się bawi) USA władowały w ratowanie swoich banków 800 miliardów dolarów, Wielka Brytania włożyła w swoje 500 miliardów funtów, a UE 1,2 biliona euro? Dlaczego Sarkozy w tej oazie antyspekulacyjnej zamierza nacjonalizować banki?

Oczywiście nie doczekam się odpowiedzi od nikogo, bo pytania są – po prostu – nie na miejscu. Z definicji wiadomo, że euro jest dobre, i wszystko, co mogłoby zachwiać tą wiarą, musi być wyrzucone poza świadomość, nie może, nie ma prawa stać się częścią procesu myślowego.

Mamy do czynienia ze stanem umysłów, który ładnie oddaje termin europatia. Tak jak w przypadku medycznej dyskopatii, która uniemożliwia wykonywanie pewnych czynności, europatia uniemożliwia dokonywanie analiz intelektualnych przekraczających ustalone ramy. No i dobrze.

[srodtytul]Niebezpieczni klakierzy [/srodtytul]

Trzeci punkt to u Karnowskiego wyrwanie się z przeklętego koszyka środkowoeuropejskiego, który zrównuje stabilną polską gospodarkę z rozchwianymi rynkami niektórych sąsiadów. Mój Boże – zawołam wzorem pana Zagłoby – panie Michale, larum biją, ale to w innym kościele. Nawet w najszlachetniejszych intencjach nie należy mieszać bytów sprzecznych.

Karnowski nawet się nie zająknął o sprawie cen (płac zresztą też nie, a obie kwestie są dla Polaków dość ważne), ale wiemy, że inni europaci uspokajają – żadnego skoku nie będzie. Najwyżej 2 – 3 procent, bo tak było gdzie indziej. No to chciałbym przypomnieć, że tak utrzymywał francuski instytut statystyczny i bronił się prawie dziesięć lat przed atakami niezależnych ekspertów (zdarzają się i tacy), że statystyki są fałszowane. I proszę, w styczniu ubiegłego roku statystycy francuscy przyznali, że wprowadzili opinię publiczną w błąd, obniżając rzeczywisty wzrost cen związany z wprowadzeniem euro. Różnica wynosiła, bagatela, 20 procent.

To wszystko są wspomnienia, rozeznania, fakty i wątpliwości zakazane na skutek powszechnej europatii. Chodzi tylko o to, żeby wspierać premiera i kibicować jego decyzji. Kibicom się wydaje, że nie będą za nic płacić, a kiedy się okaże, że jednak muszą płacić, to zawsze mogą zacząć gwizdać, buczeć i rzucać petardy. Na co pozwalam sobie zwrócić uwagę premiera. Klakierzy są niebezpieczni. Sceptycy są lepsi. Przynajmniej myślą.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/rybinski/2008/11/16/europatia-jako-stan-umyslu/]blog.rp.pl/rybinski[/link]

[i]Autor jest publicystą i felietonistą dziennika "Fakt"[/i]

Uwielbiam stylistykę wielu tytułów prasowych. Zdarzają się tak krystalicznie czyste przypadki prostolinijności dziennikarskiej, że aż dech zapiera. Kiedyś, mam taką nadzieję, studenci dziennikarstwa będą te soczyste kawałki studiować i rozbierać na czynniki pierwsze, aby wpoić sobie, dzięki jakim zaletom pióra można się wybić na wybitność.

Na pierwszej stronie piątkowego "Dziennika" w tekście informacyjnym zatytułowanym "Tusk u Sarkozy'ego" jest taki fragment: "Donald Tusk odzyskuje inicjatywę w kontaktach z Unią Europejską. Wczoraj w Pałacu Elizejskim premier przekonał Nicolasa Sarkozy'ego do przyjazdu do Gdańska 6 grudnia (...)". Gdyby jeszcze premier przekonał prezydenta Francji do przyjazdu nie tylko do Gdańska, dla uczczenia Lecha Wałęsy, ale nakłonił go też do odwiedzenia jakiejś gminy i obejrzenia boiska Orlik, a może nawet rozegrania meczu z udziałem Schetyny, to wtedy trzeba by napisać, że Tusk przejął inicjatywę całkowicie.

Pozostało 83% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml