Najpierw Ameryka, teraz Europa Zachodnia. W Polsce zwolnienia dopiero się zaczęły. Strach słychać już jednak w głosie i to tam, gdzie przyzwyczailiśmy się słyszeć pychę, dumę z wysokiej pensji, zawodową pewność siebie. Oczywiście, że kryzys dotyka wszystkich, ale nic tak nie zaboli, jak cios w klasę średnią. Ze wszystkich przemian i cudów społeczno-politycznych, jakie dokonały się w Polsce przez ostatnich20 lat, największym było zbudowanie klasy średniej.
Jej przedstawiciele w weekendy przewalają się przez centra handlowe, po brzegi wypełniają wózki w supermarketach, ale też pełno ich w empikach i teatrach. Królują na stokach narciarskich w Austrii, a latem na Cyprze i w Egipcie. Klasa średnia to 235 tys. fabrycznie nowych aut co roku parkujących w podziemnych garażach, 140 tys. nowych mieszkań. To rekordowa sprzedaż mebli, telewizorów, 10 proc. wzrostu płac, przyrost naturalny i dziesięć lat dłuższe życie.
[srodtytul]Uprzejmość epoki dobrobytu [/srodtytul]
Tak jak Taylor mierzył długość spódnicy notowaniami giełdy, tak Malcom Gladwell z "New Yorkera" na własne potrzeby stworzył kiedyś indeks uprzejmości na drodze. W miarę jak rosła stopa życia w Nowym Jorku, łatwiej było zmienić pas na autostradzie. Ja też obserwuje i liczę. Już od dziesięciu lat, z krótką przerwą, jeżdżę Wisłostradą z Żoliborza do centrum. Kiedy zaczynałem, widziałem góra jeden gest uprzejmości na całej trasie. Dziś pierwsze przepuszczenie zaliczam już przy Cytadeli, a do zjazdu na Trasę Łazienkowską widzę trzy – cztery następne.
Z takich pozornie drobnych uprzejmości i zwielkich wskaźników składa się nasza nowa, lepsza rzeczywistość. Polska nie dogoniła Europy Zachodniej, wschodnie rejony kraju to wciąż duże połacie nędzy. Tysiące niezaradnych, permanentnie niezatrudnianych ludzi. Ale i tych nam ubywa. Przybywa specjalistów, adwokatów, menedżerów, pośredników, przedstawicieli wolnych zawodów, właścicieli małych firm, sklepikarzy, pracowników naukowych czy nawet wykwalifikowanych urzędników. Mobilnej, wielomilionowej rzeszy ludzi gwarantujących nie tylko gospodarczy impet, ale też społeczno-polityczną stabilizację.
To nie przypadek, że wraz z ogromnym skokiem cywilizacyjno-konsumpcyjnym ostatnich lat nastąpiła marginalizacja skrajnych ugrupowań politycznych. Z Sejmu zniknęły nacjonalistyczne i populistyczne ugrupowania – LPR, Samoobrona, osłabła skrajna komunistyczna lewica. Te, które funkcjonują na obrzeżach życia społecznego, stanowią nieporównanie mniejsze zagrożenie dla funkcjonowania państwa od postenerdowskich ugrupowań faszystowskich czy brytyjskich fundamentalistów muzułmańskich. Ba, doczekaliśmy się nawet pochwał od wielu światowych organizacji żydowskich dotychczas głęboko przekonanych o naszym dziedzicznym antysemityzmie.