"Prawdziwy koniec historii” – tak dramatycznie brzmiał tytuł artykułu profesora Andrzeja Nowaka, który ukazał się w „Rzeczpospolitej” 18 grudnia 2008 r. Po jego lekturze wielu czytelników mogło dojść do przekonania, że wraz z wejściem w życie nowej podstawy programowej czeka nas prawdziwa zagłada szkolnej edukacji historycznej. Brałyśmy udział w pracach nad projektem i dlatego pragniemy już na wstępie zapewnić zarówno pana profesora Nowaka, jak i wszystkich zalęknionych o losy przedmiotu historia w szkole, że „prawdziwego końca historii” nie będzie.
[srodtytul]Indywidualna droga[/srodtytul]
Prawdopodobnie źródłem obaw jest ciągle jeszcze zbyt mała wiedza na temat samego projektu (który wszak nie dotyczy jedynie historii) i rzeczywistych zmian, jakie mają nastąpić w szkole po jego wprowadzeniu. Świadczyć o tym mogą choćby opublikowane w „Głosie Nauczycielskim” 3 grudnia 2008 roku wyniki badań CBOS, dotyczących oceny proponowanych zmian w szkolnictwie – 89 proc. respondentów stwierdziło, że nie wie, na czym mają polegać zmiany, co jednocześnie nie przeszkadzało im oceniać sensu tych zmian z nadzieją bądź z obawą.
Czytający artykuł pana profesora Nowaka mogli odnieść wrażenie, że w chwili obecnej, w oparciu o istniejące rozwiązania i zapisy programowe, szkoła uczy historii dobrze i skutecznie, a zdający na maturze historię absolwenci z powodzeniem dostają się na kierunki humanistyczne prestiżowych uczelni w kraju. Tymczasem, jak pokazują przeprowadzane okazjonalnie sondaże, potoczna wiedza, także uczniów, na temat nieodległych zdawało się w czasie wydarzeń, jak stan wojenny, a nawet 11 listopada, jest częstokroć zawstydzająco niska. A przecież według obowiązujących programów uczeń dwukrotnie jest uczony historii XX wieku – w gimnazjum i w szkole średniej.
Można też powiedzieć trochę złośliwie – dwa razy zabrakło czasu na porządne omówienie historii najnowszej. Jeśli dodać do tego frustrację zarówno szkoły, nauczycieli (że ciągle muszą „gonić z materiałem”), uczelni (że trafiają tam absolwenci, których wiedza, nawet z wybranych dziedzin, jest na coraz niższym poziomie), a także fakt olbrzymiej popularności wszelkiego rodzaju kursów przygotowawczych, wyrównujących niedomagania szkoły – otrzymujemy obraz zaiste mało optymistyczny.