Od kilku miesięcy „Dziennik” promuje w swych weekendowych wydaniach kolejnych „skruszonych” prawicowców, tłumaczących się z błędu zaangażowania przed laty po niewłaściwej stronie politycznego sporu. Wyznaniom zawartym w wywiadach towarzyszą rozliczeniowe teksty redaktora naczelnego Roberta Krasowskiego, swego czasu sympatyzującego ze środowiskiem pampersów, oraz Cezarego Michalskiego, uważanego niegdyś za ideologa tego środowiska.
"Krasowski i Michalski, tocząc prywatną wojnę z „prawicową hipokryzją”, nie wystawiają głowy ponad personalia i, zdaje się, jakieś osobiste zaszłości"
We wspomnianych wywiadach – zwłaszcza z Rafałem Matyją i Wiesławem Walendziakiem – uwagę zwracają pytania dłuższe od odpowiedzi, swego rodzaju autorskie tyrady Michalskiego, gdzie indagowany potwierdza jedynie, a w najlepszym razie komentuje podsuwane mu tezy. Tezy zaś oscylują generalnie wokół na różne sposoby formułowanego stwierdzenia, że młodzi prawicowcy poprzedniej dekady nie byli żadnymi prawicowcami.
Jedynie drażnili się za pomocą prawicowej retoryki z dominującą wówczas i niedopuszczającą ich do debaty publicznej michnikowszczyzną. Potem albo nachapali się u władzy, zdradzając i kompromitując deklarowane ideały, albo z oślim uporem trzymają się ich nadal, co czyni z nich dinozaury i dowodzi kompletnego rozbratu z nowoczesnością. Ta druga postawa zresztą autorów „Dziennika” mierzi w znacznie większym stopniu.
[srodtytul]Potrzeba rozliczeń[/srodtytul]