Obchody rocznicy pierwszych częściowo demokratycznych wyborów podzieliły polityków. Można się było tego spodziewać, zważywszy, że co do wydarzeń sprzed 20 lat nie ma zgody między Polakami. To właśnie ocena wydarzeń z lat 1989 – 1990 była główną osią sporu pomiędzy III i IV RP. W tamtych miesiącach wszak zaczęła się „wojna na górze” – trwająca do dziś walka o model polskiej modernizacji, o granicę pomiędzy sferą społeczną i polityczną, o kształt polskich elit.
Dodatkowo, jeśli jedną z ważnych motywacji do organizowania 4 czerwca jest rywalizacja z Niemcami o to, czy komunizm upadł w naszych czerwcowych wyborach czy wraz z murem berlińskim, jeśli wystawność świętowania ma leczyć narodowe kompleksy – musi to wywołać konflikty. Jeśli zamiast namysłu nad polską historią politycy pytają: „co o nas sobie pomyślą inni”, wołają: „tracimy międzynarodową szansę” lub „sami niszczymy własne pomniki”, uroczystość traci sens.
[wyimek]Tak jak prymas Stefan Wyszyński sięgnął do duchowych korzeni podczas „świeckich” obchodów tysiąclecia polskiej państwowości, tak też dziś warto urządzić wielkie obchody 30. rocznicy pierwszej pielgrzymki papieża Polaka do ojczyzny[/wyimek]
Nadęciem i pompą nie wyleczymy poczucia niższości, lepiej już zastanowić się nad duchowym źródłem wydarzeń naszej najnowszej historii. A jest się nad czym zastanawiać, szczególnie że zamieszanie wokół miejsca świętowania jest nad wyraz symptomatyczne.
[srodtytul]Zmarnowane szanse[/srodtytul]