Jedyny sojusznik Petlura

Jan Pisuliński Równo sto lat temu, w nocy z 21 na 22 kwietnia 1920 r., doszło do podpisania w Belwederze umowy słusznie nazwanej sojuszem Piłsudski–Petlura. Niedawnych wrogów połączyło zagrożenie ze strony Rosji – pisze historyk.

Publikacja: 20.04.2020 17:42

Symon Petlura (1879–1926)

Symon Petlura (1879–1926)

Foto: EAST NEWS

Symon Petlura pozostaje w Polsce osobą mało znaną. Dobitnym tego przykładem jest nagminne przekręcanie jego imienia na Semen.

Przeszedł drogę typową dla wielu działaczy niepodległościowych w tej części Europy. Był jednym z liderów Ukraińskiej Socjal-Demokratycznej Partii Robotniczej. W okresie rewolucji ukraińskiej (1917–1921) organizował pierwsze oddziały miejscowej armii. Pod koniec 1918 r. z ramienia swojej partii wszedł w skład pięcioosobowego dyrektoriatu Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL). Powierzono mu też stanowisko naczelnego atamana wojsk. Po ustąpieniu przewodniczącego dyrektoriatu – Wołodymyra Wynnyczenki – stanął na jego czele. Tym samym stał się faktyczną głową państwa i żywym symbolem ukraińskiej państwowości (bolszewicy nazywali nawet jej zwolenników Petlurowszczyzną).

W 1919 r. zrezygnował z przynależności do partii socjaldemokratycznej. Można powiedzieć, że – podobnie jak Piłsudski – wysiadł z czerwonego tramwaju socjalizmu na przystanku niepodległość. Nie stał się jednak nigdy nacjonalistą, co niekiedy zarzuca mu się w Polsce.

Trafnie wybrany adresat

Petlura nie widział szans dla ukraińskiej państwowości w walce na dwa fronty, z bolszewikami i z Polakami. Uważał, że Rosja, czy to bolszewicka, czy antybolszewicka, jest największym zagrożeniem dla Ukrainy. Gdy więc misja aliancka we Lwowie zaproponowała w lutym 1919 r. zawieszenie broni na froncie galicyjskim wzdłuż linii demarkacyjnej, pozostawiającej po stronie polskiej Lwów, zaakceptował je. Porozumienie nie weszło jednak w życie wskutek sprzeciwu rządu i armii galicyjskiej. Zdaniem niektórych historyków z Ukrainy zaprzepaszczono tym realną szansę na przetrwanie państwowości ukraińskiej.

Kierowanie przez Petlurę dyrektoriatem URL przypadło na ciężki okres. Władza dyrektoriatu skurczyła się do niewielkiego obszaru Wołynia i Podola. Doszło do anarchizacji podległych mu wojsk, co skutkowało m.in. pogromami ludności żydowskiej. Petlura próbował się temu przeciwstawić, ale nie był w stanie zapanować nad niesubordynowanymi atamanami. Niemniej kładzie się to cieniem na jego rządach.

Po zajęciu całej Galicji i sporej części Wołynia przez wojska polskie doszło do zawieszenia broni pomiędzy Polską a Ukrainą. W ślad za tym Petlura wysłał do Warszawy delegację wraz z osobistym listem do Józefa Piłsudskiego. Proponował w nim wspólną walkę z bolszewikami.

Trafnie wybrał adresata. Piłsudski od dawna postrzegał Ukrainę jako naturalnego sprzymierzeńca przeciwko imperializmowi rosyjskiemu (jakkolwiek mitem jest przypisywanie mu chęci połączenia Ukrainy więzami federacyjnymi z Polską). Jak później zauważał, Rosja bez ukraińskich bogactw (węgla, rudy żelaza, pszenicy i cukru) nie była w stanie prowadzić ekspansywnej polityki.

Zdrada czy szansa dla państwa

Zapoczątkowane w sierpniu rozmowy ograniczyły się do jednostronnej deklaracji strony ukraińskiej (dzięki staraniom Polsko-Ukraińskiej Komisji dla Badania Relacji Wzajemnych w latach 1917–1921 ukaże się wkrótce tom dokumentów obu stron, przedstawiających kulisy negocjacji i sojuszu 1920 r.). Przyczynę tego trafnie ujął polski wiceminister spraw zagranicznych Władysław Skrzyński: „Z Petlurą, który by się nie wyrzekł Galicji Wschodniej, nie możemy mówić, a Petlura, który się jej wyrzeka, traci zaufanie trzech czwartych swojego wojska". Wielu tamtejszych polityków od sojuszu z Polakami wolało nawet porozumienie z Rosjanami, czy to „białymi", czy „czerwonymi", którzy w ich imieniu odbiorą Polakom Lwów, Łuck i Chełm.

Dopiero w marcu następnego roku rozpoczęto kolejną turę negocjacji. Poprzedzały ją rozmowy i sondaże przeprowadzone przez wysłanników Piłsudskiego zarówno w Anglii i Francji, jak i wśród zachodnich sąsiadów Rosji (Finów, Estończyków, Łotyszy i Rumunów). Okazało się, że w walce z bolszewikami Polacy mogą liczyć tylko na siebie. W obliczu planowanej ofensywy sojusz z Petlurą nie tylko dawał więc wsparcie kilkunastu tysięcy doświadczonych w walkach i dobrze wyszkolonych żołnierzy, ale także pozwalał odpierać zarzut o polskiej ekspansji.

Negocjacje zakończyły się podpisaniem w nocy z 21 na 22 kwietnia 1920 r. układu sojuszniczego. Polska uznawała w nim państwowość ukraińską i obiecywała przekazać jej ziemie leżące w granicach Rzeczypospolitej z 1772 r., które wywalczy albo uzyska od bolszewików w negocjacjach. W zamian po polskiej stronie granicy pozostały ziemie Galicji Wschodniej oraz zachodniej części Wołynia. Dwa dni później podpisano konwencję wojskową. Twarde warunki podyktowane przez stronę polską odzwierciedlały jej przewagę negocjacyjną, ale w zamian druga strona zyskiwała jakąś szansę na reaktywację państwa. Dostrzegał to Petlura, gotów na daleko idące ustępstwa. Układ z oburzeniem przyjęła jednak większość elit ukraińskich, zarzucających Petlurze zdradę interesu narodowego. Te oceny pokutują na Ukrainie do dzisiaj, choć coraz częściej dostrzega się w nim ostatnią szansę na przetrwanie państwa.

Czego zabrakło

Wydawało się, że nadzieje wiązane z przymierzem mają szansę urzeczywistnienia. 9 maja 1920 r. wojska polskie i ukraińskie zajęły Kijów. 24 maja Petlura przyjmował w nim defiladę swoich oddziałów i jednostek polskich. Ukraińcy nie garnęli się jednak do jego armii. Do dzisiaj toczą się spory, na ile powodem było zmęczenie działaniami wojennymi, toczącymi się od prawie sześciu lat, a na ile sprawiła to propaganda bolszewicka strasząca powrotem „polskich panów" (prawie połowa wielkiej własności ziemskiej na prawobrzeżnej Ukrainie przed rewolucją znajdowała się w rękach polskich). W Polsce często przypisywano to niepowodzenie nieukształtowanej tożsamości narodowej. Zabrakło też z pewnością czasu na stworzenie silnej armii przed wycofaniem się wojsk polskich z Ukrainy. Warto podkreślić, że oddziały ukraińskie dalej walczyły obok polskich, m.in. w obronie Zamościa.

W rozmowach pokojowych z bolszewikami w Mińsku, a potem w Rydze, polscy negocjatorzy zgodzili się uznać rząd sowieckiej Ukrainy, co oznaczało porzucenie ukraińskiego sojusznika. Do dzisiaj toczą się dyskusje, czy można było postąpić inaczej (Tadeusz Hołówko pisał, że zdradziliśmy wtedy Ukraińców). Sam Petlura pozostał wierny idei porozumienia z Polską. Po wycofaniu pod naporem wojsk sowieckich z Ukrainy początkowo wraz z rządem przebywał jako gość w Tarnowie. Gdy Moskwa zażądała jego wydalenia, został ukryty przez ludzi Piłsudskiego. W 1923 r. wyjechał z Polski, by ostatecznie dotrzeć do Paryża.

Ofiara agenta?

25 maja 1926 r. Petlura zginął na ulicy francuskiej stolicy z rąk żydowskiego emigranta z Rosji Szlomy Szwartzbarda. Zabójca twierdził, że kierował się zemstą za pogromy antyżydowskie na Ukrainie. Po wielkiej kampanii prasowej w jego obronie został uniewinniony przez francuski sąd. Wiele wskazuje jednak na to, że był tylko narzędziem w rękach służb sowieckich, a może nawet ich agentem.

Na koniec można przytoczyć gorzkie słowa anonimowego analityka polskiego wywiadu o sojuszu, napisane kilkanaście lat później: „zawarty wbrew woli obu narodów – Polacy nie chcieli zrozumieć jego myśli, Ukraińcy nie mogli szczerze go przyjąć".

Dr hab. Jan Pisuliński jest historykiem, profesorem Uniwersytetu Rzeszowskiego, specjalizuje się w historii powszechnej po 1918 r.

Symon Petlura pozostaje w Polsce osobą mało znaną. Dobitnym tego przykładem jest nagminne przekręcanie jego imienia na Semen.

Przeszedł drogę typową dla wielu działaczy niepodległościowych w tej części Europy. Był jednym z liderów Ukraińskiej Socjal-Demokratycznej Partii Robotniczej. W okresie rewolucji ukraińskiej (1917–1921) organizował pierwsze oddziały miejscowej armii. Pod koniec 1918 r. z ramienia swojej partii wszedł w skład pięcioosobowego dyrektoriatu Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL). Powierzono mu też stanowisko naczelnego atamana wojsk. Po ustąpieniu przewodniczącego dyrektoriatu – Wołodymyra Wynnyczenki – stanął na jego czele. Tym samym stał się faktyczną głową państwa i żywym symbolem ukraińskiej państwowości (bolszewicy nazywali nawet jej zwolenników Petlurowszczyzną).

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Unia Europejska na rozstaju dróg
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Zmiana unijnego paradygmatu
Opinie polityczno - społeczne
Cezary Szymanek: Spełnione nadzieje i rozwiane obawy po 20 latach w UE
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Witajcie w innym kraju
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO