Nie ma bardziej wyrazistej daty niż 1 września, by uświadomić sobie, czym brak rzeczywistych sojuszników grozi państwu o takim położeniu geopolitycznym jak Polska. I nie zmienia tego fakt, że zagrożenie w 1939 r. miało wymiar aż nadto realny, a dzisiejsze jest, na razie, jedynie hipotetyczne. W 1930 r. Niemcy też nam nie zagrażały.
Kilka kolejnych ekip politycznych zrobiło wiele, by zapewnić Polsce nie tylko sojusznicze wsparcie jedynego ważnego mocarstwa zachodniego, czyli Stanów Zjednoczonych, ale i jego publicznie manifestowaną życzliwość. Niestety, od pewnego czasu niektórzy polscy politycy i polskie instytucje czynią wiele, by zrazić do nas Waszyngton. To zaś nie tylko nie leży w strategicznym interesie Polski, lecz także zagraża naszemu bezpieczeństwu.
[srodtytul]Zabieganie o względy[/srodtytul]
Od miesięcy ciągnął się coraz bardziej dla Polski żenujący – i nieprzypadkowy – spektakl odkładania decyzji o składzie delegacji amerykańskiej na rocznicowe obchody na Westerplatte. Ostatecznie zakończył się on stosunkowo poprawnie, ale przecież o wysłaniu urzędnika za granicę można postanowić sprawniej. Możliwe zresztą, że samo ustalenie przyjęto już wcześniej. Decyzję ogłoszono jednak w ostatniej chwili, zmuszając polskich polityków i dyplomatów do wielokrotnego ponawiania wystąpień do władz amerykańskich.
Trzeba wyraźnie wskazać powód tego publicznego upokarzania polskich gospodarzy. A była nim seria niefortunnych gestów Polski pod adresem Ameryki, które oby były tylko błędami.