Uroczystości na Westerplatte były wydarzeniem, z którego można się było wiele dowiedzieć – nie tylko o tym, jak narody europejskie interpretują przeszłość, lecz i o tym, jak widzą przyszłość.
Trudno się dziwić, że wśród wielu zagranicznych gości opinia publiczna dostrzegła głównie przywódców Rosji i Niemiec, a także, oczywiście, Polski. To właśnie w tych trzech krajach (przy ich całej odmienności) ze zrozumienia historii, zwłaszcza tej wojennej, wyrasta wyobrażenie o przyszłości. Dla większości innych II wojna światowa stała się już wydarzeniem dużo bardziej historycznym – godnym upamiętnienia, czasami nawet dyskutowanym, ale nie takim, które inspiruje myślenie polityczne.
[srodtytul]Wersal jako symbol[/srodtytul]
Polityczne przesłanie zostało najwyraźniej sformułowane w przemówieniu premiera Rosji Władimira Putina. Nie było ono skierowane tylko do własnej, rosyjskiej, opinii publicznej. To wystąpienie miało tez adresata europejskiego, a były nim zwłaszcza Niemcy i Polskę. Rosyjski premier poświęcił Niemcom tyle miejsca zarówno w swym artykule w „Gazecie Wyborczej”, jak i w przemówieniu na Westerplatte, że zarówno Angela Merkel, jak i jej polscy gospodarze mogli się poczuć nieswojo. O co chodziło Putinowi? Po co sięgał w swych wywodach aż do traktatu wersalskiego? Czyż nie jest to już tylko pokryty kurzem dokument, do którego oprócz zawodowych historyków nikt dziś nie zagląda?
Niezupełnie. Władimir Putin nie po to przyjechał do Polski, żeby się włączyć do fachowej dyskusji historycznej. Dla niego Wersal jest najwyraźniej symbolem ładu zbudowanego z wykluczeniem dwóch mocarstw – Niemiec, ale przede wszystkim Rosji. Czy rosyjski premier chciał sobie zaskarbić sympatię Niemców, mówiąc, że ich kraj został „poniżony” w Wersalu? Nie, Putin doskonale wie, ze hasło „Wersal” nie wywołuje we współczesnych Niemczech żadnych emocji, lecz co najwyżej krytyczną refleksję. Być może więc z jego słów odczytywać trzeba nie tyle krytykę polityki wobec Niemiec po I wojnie światowej, ile raczej ostrzeżenie przed „poniżeniem” Rosji.