Nie bójmy się rozmawiać z Rosją

Być może Moskwa zacznie teraz kusić Warszawę. Nie trzeba się tego obawiać. Dialog z Kremlem może bowiem rozszerzyć pole manewru polskiej polityki – pisze publicysta i dyplomata

Aktualizacja: 04.09.2009 08:20 Publikacja: 04.09.2009 01:26

Nie bójmy się rozmawiać z Rosją

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Red

Uroczystości na Westerplatte były wydarzeniem, z którego można się było wiele dowiedzieć – nie tylko o tym, jak narody europejskie interpretują przeszłość, lecz i o tym, jak widzą przyszłość.

Trudno się dziwić, że wśród wielu zagranicznych gości opinia publiczna dostrzegła głównie przywódców Rosji i Niemiec, a także, oczywiście, Polski. To właśnie w tych trzech krajach (przy ich całej odmienności) ze zrozumienia historii, zwłaszcza tej wojennej, wyrasta wyobrażenie o przyszłości. Dla większości innych II wojna światowa stała się już wydarzeniem dużo bardziej historycznym – godnym upamiętnienia, czasami nawet dyskutowanym, ale nie takim, które inspiruje myślenie polityczne.

[srodtytul]Wersal jako symbol[/srodtytul]

Polityczne przesłanie zostało najwyraźniej sformułowane w przemówieniu premiera Rosji Władimira Putina. Nie było ono skierowane tylko do własnej, rosyjskiej, opinii publicznej. To wystąpienie miało tez adresata europejskiego, a były nim zwłaszcza Niemcy i Polskę. Rosyjski premier poświęcił Niemcom tyle miejsca zarówno w swym artykule w „Gazecie Wyborczej”, jak i w przemówieniu na Westerplatte, że zarówno Angela Merkel, jak i jej polscy gospodarze mogli się poczuć nieswojo. O co chodziło Putinowi? Po co sięgał w swych wywodach aż do traktatu wersalskiego? Czyż nie jest to już tylko pokryty kurzem dokument, do którego oprócz zawodowych historyków nikt dziś nie zagląda?

Niezupełnie. Władimir Putin nie po to przyjechał do Polski, żeby się włączyć do fachowej dyskusji historycznej. Dla niego Wersal jest najwyraźniej symbolem ładu zbudowanego z wykluczeniem dwóch mocarstw – Niemiec, ale przede wszystkim Rosji. Czy rosyjski premier chciał sobie zaskarbić sympatię Niemców, mówiąc, że ich kraj został „poniżony” w Wersalu? Nie, Putin doskonale wie, ze hasło „Wersal” nie wywołuje we współczesnych Niemczech żadnych emocji, lecz co najwyżej krytyczną refleksję. Być może więc z jego słów odczytywać trzeba nie tyle krytykę polityki wobec Niemiec po I wojnie światowej, ile raczej ostrzeżenie przed „poniżeniem” Rosji.

Zarzut może się wydawać absurdalny, ale w Rosji jest on podnoszony zupełnie poważnie, a i w świecie zachodnim robi wrażenie na wielu ludziach. Zarówno w artykule, jak i w przemówieniu rosyjski przywódca zarzuca mocarstwom zachodnim, że po I wojnie światowej odrzuciły szansę zbudowania „systemu bezpieczeństwa zbiorowego”. I aby nikt nie sądził, ze jest to jedynie historyczna refleksja, dodaje: „Całokształt doświadczeń z okresu międzywojennego – od pokoju wersalskiego do wybuchu II wojny światowej – przekonuje, że niemożliwe jest stworzenie skutecznego systemu bezpieczeństwa zbiorowego bez udziału wszystkich krajów kontynentu, w tym Rosji”.

Nie jest to teza nowa. Moskwa głosiła ją już wiele razy. Teraz jednak premier Putin przedstawił jej historyczno-moralną legitymizację. I znowu krajem, który przywoływał najczęściej, były Niemcy. Dodajmy od razu: to, co Władimir Putin mówił o stosunkach rosyjsko-niemieckich, jest bardziej wyrazem jego życzeń niż opisem rzeczywistości. Premier Rosji chciałby widzieć Niemcy w roli zaufanego partnera powstrzymującego się od krytyki Rosji i skłonnego do współpracy z nią nawet kosztem lojalności wobec zachodnich sojuszników.

[srodtytul]Respekt dla Rosji[/srodtytul]

Jednak Niemcy pod rządami Angeli Merkel są wprawdzie w krytyce Rosji bardziej powściągliwe niż Polska, ale bardziej stanowcze niż wiele innych krajów europejskich, a i pod względem lojalności wobec zachodnich sojuszników nie mają sobie wiele do wyrzucenia. Czy tak będzie zawsze? Nic nie jest dane na zawsze, a zatem jest to raczej pytanie o to, co można zrobić, aby takiego zwrotu w polityce niemieckiej uniknąć.

Kanclerz Angela Merkel poszła w swym przemówieniu w zupełnie innym kierunku niż premier Putin, i to nie dlatego, że Westerplatte jest ostatnim miejscem do demonstrowania zgodności pomiędzy Niemcami a Rosją. Dla Berlina dobre stosunki z Rosją są jednym z atutów polityki zagraniczne, i nikt z nich nie zamierza rezygnować. W kanonie niemieckiej polityki leży okazywanie Rosji respektu, a nawet zrozumienia, które jednak niekoniecznie oznacza poparcie.

Co więcej, niemieccy politycy są skłonni traktować ostrzeżenia przed izolowaniem Rosji znacznie poważniej, niż jest to przyjęte w Polsce. Podobnie jak oni myśli wielu, a pewnie nawet większość polityków europejskich i amerykańskich. Dylemat, przed którym wszyscy oni stoją, brzmi: jak włączyć Rosje do europejskiego systemu bezpieczeństwa, nie demontując tych instytucji, które (zastępując zasadę równowagi siły zasadą integracji) dały Europie pokój, stabilizację i dobrobyt.

Czy to pytanie jest, jak zdaje się uważać wielu ludzi w Polsce, pułapką, którą trzeba z daleka omijać? Nie sposób nie zauważyć, że zamiary Rosji są co najmniej niejednoznaczne. Idea integracji nie zakorzeniła się w rosyjskim myśleniu politycznym. Jest ona dla wielu Rosjan raczej historycznym wybrykiem uzasadnionym szczególną sytuacją zimnej wojny i po jej zakończeniu już niczym nieusprawiedliwionym. Jeśli byłaby ograniczona do sfery gospodarczej, nie budziłaby pewnie zastrzeżeń, ale projekt europejski ma przecież charakter polityczny.

Jeszcze trudniejsza do zaakceptowania dla Rosji jest rola, jaką od końca II wojny światowej odgrywają, głównie poprzez NATO, Stany Zjednoczone. Co pozostałoby z tych struktur integracyjnych stworzonych po II wojnie światowej, gdyby w Europie powstał propagowany przez Rosję system zbiorowego bezpieczeństwa? Można się domyślać, że niewiele, ale nie ma powodu, aby o tym z Rosją nie rozmawiać. Polska też nie musi się bać takiej rozmowy.

[srodtytul]Krok do tyłu Ameryki[/srodtytul]

Ile obecności amerykańskiej byłoby w takiej Europie, do której dąży polityka rosyjska? Mało, jak najmniej. Stany Zjednoczone były w końcu reprezentowane na Westerplatte na wysokim szczeblu, ale ten fakt zupełnie zaginął w atmosferze histerii, która zapanowała w Polsce w związku z afrontem, jaki – zdaniem wielu komentatorów – wyrządzili nam Amerykanie.

Jednak zwlekanie z wyznaczeniem przedstawiciela USA nie było ani afrontem, ani przejawem arogancji supermocarstwa. W Waszyngtonie dokonała się zmiana pokoleniowa. Odeszli albo odchodzą z polityki ludzie emocjonalnie i intelektualnie związani z podzieloną i jednoczącą się Europą. Polska „Solidarność” była ważnym doświadczeniem w ich życiu. To źródło inspiracji politycznej wysycha. Ale nie jest to tylko zjawisko psychologiczne.

Po rozszerzeniu NATO i Unii Europejskiej Ameryka uznała, że jej misja w Europie jest zakończona. Ma tu wprawdzie nadal ważne interesy, ale o ile godzi się jeszcze (jak długo?) na rolę protektora, o tyle nie chce odgrywać roli arbitra w sporach europejskich. Problem Europy jest rozwiązany. Pozostały problemy europejskie, a tymi muszą się zająć sami Europejczycy. Waszyngton nie ukrywa, że liczy wśród wielkich Europy przede wszystkim na Niemcy.

Amerykańska obecność w Europie ma swe źródła w II wojnie światowej i zimnej wojnie. Krótko mówiąc – w historii. Ta historia, jak się można było przekonać przy okazji uroczystości na Westerplatte, nie jest już dla Waszyngtonu natchnieniem do formułowania polityki. Z tego nie musi wynikać wycofanie się Ameryki z Europy. Ale jej zaangażowanie na naszym kontynencie wymaga nowego uzasadnienia, odnoszącego się do przyszłości, a nie do przeszłości.

Jest to zadanie, w którym muszą też wziąć udział sami Europejczycy. Oczywiście ci, którzy chcą utrzymania obecności amerykańskiej. Ci, którzy rozumieją, że jej podważenie uczyniłoby Europę nie tylko mniej bezpieczną w sensie militarnym, ale też politycznie słabszą. Kontynuowanie projektu europejskiego bez silnych więzi transatlantyckich stałoby się zupełnie niepotrzebnie jeszcze trudniejsze.

[srodtytul]Budowanie zaufania[/srodtytul]

Ani Polska, ani inny kraj europejski sam nie przesądzi, w jakim kierunku będzie się dalej rozwijała Europa. Nie rozstrzygną tego też same Niemcy, ale bez ich udziału nikt nie będzie miał dosyć politycznej siły, aby przeforsować swe koncepcje. Na Westerplatte okazało się po raz kolejny, że w wielkim sporze o interpretację historii mamy Niemcy mimo wszelkich różnic po swojej stronie. To ważne, ponieważ buduje zaufanie. Ono zaś jest niezbędne, abyśmy mieli Niemcy, a w miarę możliwości także Francję, po swojej stronie również w sporze o przyszłość Europy. A ten spór będzie się toczył coraz żywiej.

Rosja też będzie zabiegała o przychylność zachodniej Europy, zwłaszcza Niemiec. Być może jednak Moskwa będzie również kusić Warszawę. Nie trzeba się tego obawiać. Rosja nie jest dziś krajem, który mógłby Polsce składać „propozycje nie do odrzucenia”. Dialog z Rosją może tylko rozszerzyć pole manewru polskiej polityki. W roku 2009 jesteśmy w sytuacji nieporównywalnej z tą, w której tkwiliśmy 70 lat temu. Również pod tym względem uroczystości na Westerplatte były pożyteczną lekcją historii i polityki.

[i]Autor był ambasadorem w Niemczech i USA. Jest wiceprezesem Presspubliki, spółki wydającej „Rzeczpospolitą”[/i]

Uroczystości na Westerplatte były wydarzeniem, z którego można się było wiele dowiedzieć – nie tylko o tym, jak narody europejskie interpretują przeszłość, lecz i o tym, jak widzą przyszłość.

Trudno się dziwić, że wśród wielu zagranicznych gości opinia publiczna dostrzegła głównie przywódców Rosji i Niemiec, a także, oczywiście, Polski. To właśnie w tych trzech krajach (przy ich całej odmienności) ze zrozumienia historii, zwłaszcza tej wojennej, wyrasta wyobrażenie o przyszłości. Dla większości innych II wojna światowa stała się już wydarzeniem dużo bardziej historycznym – godnym upamiętnienia, czasami nawet dyskutowanym, ale nie takim, które inspiruje myślenie polityczne.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?